Kilka miesięcy temu podobny spór wybuchł we Francji, gdy ówczesny minister spraw wewnętrznych Manuel Valls (dziś już premier) chciał wprowadzić zakaz występów komika Dieudonné, znanego z wulgarnej antysemickiej retoryki. Tym razem „obrońców wolności słowa" można było policzyć na palcach jednej ręki, bo francuscy intelektualiści jakoś się nie kwapili, by wspierać człowieka drwiącego z komór gazowych. Z drugiej strony nie widzę powodu, dla którego Dieudonné nie miałby zostać zaproszony na przyszłoroczną edycję Malty. Jest sławny, jest kontrowersyjny, gdziekolwiek przyjedzie, tam rozróba gwarantowana. Właściwie idealny kandydat na gwiazdę festiwalu – prawda, panie dyrektorze Merczyński?
Kolejna historia jest równie interesująca. W 2012 roku na Uniwersytecie w Tel Awiwie zaplanowano koncert, na którym miała być wykonywana muzyka Ryszarda Wagnera. Jako że niemiecki kompozytor kojarzy się większości Żydów z antysemickimi poglądami i z Holokaustem, po wojnie każda próba zagrania jego utworu w Izraelu kończyła się skandalem. I tym razem było podobnie – po ostrych protestach rodzin ofiar Zagłady rektor uniwersytetu odwołał imprezę. Proszę teraz zgadnąć, jak zareagowały wtedy niemieckie media, dziś tak ochoczo wyszydzające „zacofany polski katolicyzm".
Rasizm w języku
Wróćmy jednak do Polski, gdzie lewica nie tylko wybiórczo reaguje na cenzurę w sztuce, ale sama to i owo by sobie z chęcią pocenzurowała.
Kiedy w styczniu 2012 r. poseł PiS Marek Suski nazwał Johna Godsona Murzynkiem, rozpętała się burza wokół lektur szkolnych i negatywnego obrazu Obcego, jakim rzekomo karmione są polskie dzieci. Maciej Gdula, socjolog, współpracownik „Krytyki Politycznej", mówił w Radiu TOK FM: „Jak czytam »Murzynka Bambo«, to mi włosy dęba stają. Za każdym razem mam ochotę wyrwać kartkę z tym wierszem ze zbioru twórczości Tuwima. Jeżeli będziemy na to przymykać oko, to nigdy nie dorobimy się jakichś porządnych standardów. Trzeba z tego robić aferę, żeby standardy były wyższe".
Jakiś czas później w wywiadzie dla „GW" ten sam temat poruszyła Margaret Ohia, doktorantka z Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, badająca „przejawy rasizmu w języku polskim": „Tuwim zrobił bardzo złą robotę" – stwierdziła. „Kiedy na zagranicznych konferencjach językoznawczych czy socjologicznych opowiadam o »Murzynku Bambo«, ludzie nie wierzą, że takie teksty mają u nas jeszcze rację istnienia". Ohia odniosła się też do „W pustyni i w puszczy" Henryka Sienkiewicza: „To niesamowite, że taka ramota wciąż jest na liście lektur. Relacja Stasia i Kalego to przecież typowa relacja kolonialna pan i sługa. Biały jest mądry, honorowy, zmyślny, a czarny mało rozumny, śmieszny i zabobonny. Sienkiewicz stworzył stereotyp językowy Afrykanina, który dziś, po 99 latach od napisania powieści, wciąż istnieje w polszczyźnie jako język Kalego. Przypisuje on bohatera do gorszej kategorii społecznej, akcentuje różnice biały – czarny. Ewidentny przejaw rasizmu".
I jeszcze jeden cytat, także z „GW". „Najwyższa pora zapytać autorów podstawy programowej języka polskiego o celowość indoktrynowania uczniów szkoły podstawowej XIX-wiecznymi kolonialno-rasistowskimi strukturami myślowymi oraz paletą prymitywnych stereotypów i fantazji dotyczących Afryki" – pisał w czerwcu 2012 r. Paweł Cywiński. „Może pora wreszcie zbadać wpływ [„W pustyni i w puszczy"] na kształtowanie dziecięcej wrażliwości? Wrażliwości tak potrzebnej w świecie ponoszącym nadal konsekwencje podziałów kolonialnych, w którym wciąż żyją ludzie uciskani, wyzyskiwani i poniżani, w którym w dalszym ciągu operuje się rasistowskimi hasłami i stereotypami".