Jeszcze nie opadły emocje po wyborach parlamentarnych, a już szykuje nam się zapierająca dech w piersiach rozgrywka w zupełnie innej, choć też budzącej polityczne zainteresowanie dziedzinie. Poszukujący gotówki niemiecki Commerzbank wystawia na sprzedaż mBank, prekursora bankowości internetowej w Polsce, czwarty co do wielkości aktywów bank w naszym kraju. Taka okazja do zakupów trafia się raz na dziesięciolecie, stąd tłum zainteresowanych.
Co do zasady dobrze byłoby, gdyby jak największa część sektora bankowego pozostawała w polskich rękach – po to, by dywidendy z tej zyskownej działalności pozostawały w kraju, a preferencje kredytowe uwzględniały potrzeby naszej gospodarki, niekoniecznie dobrze dostrzegane z biurowców zagranicznych centrali. Stąd pokusa, by wykorzystać okazję do repolonizacji mBanku. Sęk w tym, że na naszym rynku poza państwowymi instytucjami finansowymi brak podmiotu o polskich korzeniach wystarczająco silnego, by podjąć się takiego wyzwania.
Państwo po repolonizacji Banku Pekao ma już 36-proc. udział w sektorze bankowym. Jest de facto potężną finansową grupą kapitałową. Jeśli przejmie kontrolę nad mBankiem, osiągnie udział 44-proc. i zyska dominującą pozycję na rynku (w myśl przepisów antymonopolowych ma ją przedsiębiorca o ponad 40-proc. udziale). To ograniczy konkurencję. Państwo zyska jeszcze większy niż dzisiaj wpływ na ceny i ofertę usług bankowych – zarówno dla zwykłych ciułaczy, jak i dla przedsiębiorstw.
Taka koncentracja biznesu bankowego w jednej grupie oznacza także koncentrację ryzyka. Tym bardziej że państwowe banki pozostają pośrednio w rękach aktualnie sprawujących władzę polityków, a ci kierują się szansami na reelekcję, a nie racjonalnością biznesową. Banki mogą podlegać naciskom na kredytowanie tych sektorów gospodarki, które – jak np. nieperspektywiczne górnictwo węglowe czy energetyka węglowa – cieszą się przychylnością rządzących.
Dlatego lepiej, by mBank przejęły prywatne instytucje finansowe, nawet te o zagranicznych korzeniach. Dobrze byłoby, by miały możliwie mały udział w polskim rynku lub dopiero chciały tu wejść. To nie zwiększyłoby koncentracji rynku i utrzymało obecny poziom konkurencji.