Najlepszym posunięciem układającego nowy rząd premiera Mateusza Morawieckiego jest odtworzenie ministerstwa skarbu państwa pod nazwą resortu nadzoru właścicielskiego.
Nie mam złudzeń, że pod czujnym okiem ministra Sasina, wiernego i wpływowego działacza PiS, że resort ten będzie wysoce profesjonalnym działem HR wybierającym do państwowych firm najwyższej próby menedżerów z dyplomami Harvarda czy Inseadu. Dobrze się jednak stało, że ktoś będzie ponosił konstytucyjną odpowiedzialność za partyjną nomenklaturę, jak obsiadła państwowe firmy. I walki ministrów o sfery wpływów i stołków dla popleczników. Topór, który tradycyjnie wisi nad głową każdego ministra skarbu, powinien być tu dobrą motywacją dla min. Sasina.
Kolejnym dobrym posunięciem jest likwidacja ministerstwa energii, które pod wodzą dotychczasowego ministra, byłego działacza związkowego z branży stało się ośrodkiem lobbingowym państwowej energetyki węglowej, broniącej się rękami i nogami przed nieuniknioną transformacją ku bezemisyjnym źródłom energii. Przez ostatnie cztery lata nie posunęliśmy się w tym kierunku ani o centymetr, co jest m.in. skutkiem pomieszania w resorcie energii funkcji właściciela państwowych firm energetycznym z funkcją kreatora polityki energetycznej państwa, wymagającą równego traktowania sektora prywatnego.
Rozumiem, że kreacja polityki energetycznej przypadnie w udziale ministrowi ds. klimatu, którym zostanie min. Kurtyka – to dobre posunięcie z dwóch powodów. Pierwszy: premier wyraźnie sygnalizuje w ten sposób (mam nadzieję, że szczerze), iż polityka energetyczna będzie szła w parze z celami klimatycznymi. To pozwoli w tej dziedzinie przejść od fazy konfrontacji z resztą Unii do współpracy. Po drugie, sam minister dał się poznać na forum międzynarodowym jako gospodarz katowickiego szczytu klimatycznego - to jego kapitał startowy. Niepokoi mnie zwalenie na plecy minister Emilewicz, obok dotychczasowych obowiązków także polityki mieszkaniowej. To dziedzina, która w sektorze prywatnym rozwija się świetnie, ale wszelkie programy państwowego wsparcia taniego budownictwa muszą spalić na panewce, bo nie jest w stanie przeznaczyć na nie wielkich pieniędzy.
Pytanie jak się sprawdzi rozłącznie dzielenia unijnych funduszy od kreacji polityki rozwojowej, która także trafi do minister Emilewicz? Czy reorganizacja resortu nie pochłonie urzędników tak bardzo, że dzielenie funduszy z nowej perspektywy finansowej (gdy już zostanie wynegocjowana) ruszy z opóźnieniem?