To dlatego propozycja reformy europejskiego rynku telekomunikacyjnego‚ jaką przedłożyła komisarz Viviane Reding, wywołuje tyle kontrowersji. Pani komisarz chce m.in. sankcjonować prawo do podziału dawnych monopolistów na część sieciową i usługową‚ bez względu na to, co o tym sądzą ich właściciele. Ma to wspomóc rynkową konkurencję, a przez to doprowadzić do spadku cen. Taką operację przeprowadzono już w Wielkiej Brytanii na tamtejszym BT‚ w Polsce istnieje pomysł przeprowadzenia amputacji na TP SA.

Wielcy operatorzy zgrzytają zębami‚ skarżą się na niestabilną sytuację i trudno im się dziwić. Europejski biznes telekomunikacyjny jest jednak skażony grzechem pierworodnym. Narodowe telekomy to dawni monopoliści‚ których rządy sprzedawały za dobre pieniądze razem z ich dominującą pozycją‚ nie troszcząc się o konkurencję i klientów. Na telekomunikacyjnym rynku niewiele się od tego czasu zmieniło. Dawni monopoliści bronili się przed tym, jak mogli. I nadal zarabiali miliardy.

Teraz Europa stara się odrabiać dawne zaniedbania ku przerażeniu operatorów. Powołują się oni na święte prawo własności i przypominają‚ jakie są skutki‚ gdy państwo miesza w gospodarce. To wszystko prawda. Na drugiej szali jest jednak dobro całego rynku – abonentów i konkurencyjnych telekomów. Wielka szkoda‚ że nie myślano o nim w Polsce i Europie dziesięć lat temu. Ale chyba lepiej późno niż wcale.