Prawdziwy górnik jest zwykle rodowitym Ślązakiem, wykonuje zawód z dziada pradziada, no i kurzy (pali) mnóstwo papierosów. Gdyby takie kryteria rządziły wyborem prezesów spółek węglowych, Mirosław Kugiel nie miałby szans.
Prezesem Kompanii Węglowej został w 2008 r. (od kilku miesięcy był tam wiceprezesem ds. handlowych). Zastąpił Grzegorza Pawłaszka, za którym związkowcy nie przepadali. – Pod względem merytorycznym, jeśli chodzi o produkcję węgla, ekonomię kopalń, prezes Kugiel jest lepiej przygotowany – ocenia szef górniczej „S” Dominik Kolorz. – Ale w rozmowach jest stanowczy, czasem opryskliwy, potrafi się obrażać – wylicza wady. Zbigniew Madej, rzecznik KW, stanowczość szefa zalicza do zalet. – Jest wymagający, oczekuje dyspozycyjności 24 godziny na dobę, nie tylko np. ode mnie, ale też od siebie – mówi. – Najbardziej denerwuje go, gdy nie odbieram komórki, wtedy mówi, że mi ją zabierze – śmieje się. I dodaje, że szef strofuje go za palenie.
Kugielowi nieznajomości branży zarzucić nie można. W Piotrkowie Trybunalskim skończył w technikum budowę maszyn górniczych. Jest magistrem inżynierem górnictwa oraz marketingu i zarządzania po AGH. W 2002 r. uzyskał tytuł doktora.
Zaczynał jako stażysta w kopalni Wieczorek w 1979 r., by przez inżyniera inwestycji i kierownika robót górniczych dojść do dyrektorowania w kopalniach Wieczorek, Staszic i Wesoła. Wszystkie dziś należą do Katowickiego Holdingu Węglowego, którego Kugiel był wiceprezesem (1998 – 2000). W 2000 r. został prezesem nieistniejącej dziś (włączonej do KW) Rybnickiej Spółki Węglowej. W ubiegłym roku prokuratura postawiła mu zarzuty niegospodarności w czasie pełnienia tej funkcji, jednak w grudniu śledztwo zostało umorzone wobec „braku znamion czynu zabronionego”.
Jeden z jego byłych współpracowników przyznaje, że to człowiek hołdujący zasadzie: Ordnung muss sein. – Denerwują go niezałatwione sprawy – mówi „Rz”. Z jednej strony opanowany, z drugiej – prosto z mostu mówi, co myśli.