Problemy mają banki, więc kłopoty z finansowaniem działalności przeżywają nawet największe firmy. Skoro w tarapaty wpadła branża motoryzacyjna i stoczniowa, produkcję muszą ciąć drastycznie huty.

Podobny scenariusz może ziścić się w każdym sektorze. Także w górnictwie, gdzie wyraźnie widać już spadek popytu na węgiel. Zdają się tego jednak nie zauważać górniczy związkowcy. W czasie, kiedy wiele firm walczy o przeżycie, wprowadzając drakońskie programy oszczędnościowe, górnicy – jak gdyby nigdy nic – domagają się podwyżek. Co więcej, są w tej szczęśliwej sytuacji, że zarząd Kompanii Węglowej, największej spółki górniczej w Europie, chce pensje podnieść. Niestety nie tak bardzo, jak by chcieli związkowcy.

Skoro zarząd nie chce dać pieniędzy, jedynym rozwiązaniem jest strajk – twierdzą związki. Przestój będzie kosztował przynoszącą straty firmę ponad 50 mln zł dziennie. Taki straszak może okazać się skuteczny i całkiem możliwe, że górnicy wywalczą upragnione podwyżki. Życzę im jednak, żeby jeszcze zastanowili się nad swoimi żądaniami. Niedługo może się bowiem okazać, że wygrali co prawda batalię o 3 tys. zł rocznie na pracownika, ale ich firma jest bankrutem. Także klienci kopalń zaczynają bowiem dokładnie oglądać każdą złotówkę przed jej wydaniem. A już dziś węgiel sprowadzony z zagranicy może być tańszy od kupionego w rodzimych zakładach.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/03/19/andrzej-krakowiak-co-gornicy-moga-wywalczyc-strajkiem/]Skomentuj[/link][/ramka]