Podobnie mało realne są przewidywania Brukseli, że deficyt finansów publicznych w tym roku wyniesie 6,6 proc., a więc będzie prawie dwa razy wyższy od ubiegłorocznych 3,9 proc. i o połowę wyższy od przewidywanych przez rząd 4,6 proc.
Dramatyczna prognoza Komisji dotycząca deficytu finansów sektora publicznego oznacza, że jej urzędnicy uznali nasz rząd za absolutnie niezdolny do nadzwyczajnych działań. Że Ministerstwo Finansów i inne resorty będą się spokojnie przyglądać, jak kurczy się gospodarka i przychody budżetu, nie tnąc w żaden sposób wydatków.
Rzeczywiście niektóre dotychczasowe działania ministra Rostowskiego np. kurczowe trzymanie się mało realnych prognoz gospodarczych może skłaniać do takich wniosków. Na szczęście ten sam minister konsekwentnie zapowiada utrzymanie wydatków i deficytu budżetowego w ryzach. Nie godzi się też na żadne pomysły walki z kryzysem przez podnoszenie wydatków.
Wyraźnie Bruksela tak jak część polskiego społeczeństwa ma problem z ministrem Rostowskim. Nie wiadomo, która jego twarz jest prawdziwa. Czy wtedy, gdy zgłasza najbardziej optymistyczne prognozy wzrostu gospodarczego, czy wtedy, gdy zapowiada, że nie zgodzi się na zwiększanie deficytu. Dla publicznych finansów ta druga postawa jest oczywiście lepsza. Sęk w tym, że też mało prawdopodobna. Dochody podatkowe coraz bardziej odbiegają od założeń, a możliwości cięcia wydatków się kurczą.
Tak więc deficyt budżetu trzeba będzie zwiększyć. Harde zapowiedzi, że nie będzie ani złotówki ponad zapisane w ustawie 18,2 mld zł deficytu budżetu, oznaczają tylko tyle, że pożyczać będzie nie minister finansów, ale agencje państwowe, takie jak Fundusz Drogowy czy ZUS. To będzie drogie pożyczanie i decydowanie się na nie tylko po to, by móc zaimponować społeczeństwu i inwestorom, jest bezsensowne.