[b][link=http://blog.rp.pl/kurasz/2009/07/04/wspolna-waluta-coraz-dalej-od-polski/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Traci – z jednej strony z winy rządu, który kłopoty z budżetem po prostu przerosły, z drugiej – ze względu na ewidentne korzyści, jakie dziś płyną z faktu pozostawania poza strefą euro.
Doskonałym przykładem wydaje się Słowacja, która boryka się z poważnymi problemami. Ponieważ waluty państw z nią sąsiadujących są słabsze, odpływa od niej kapitał. Okazało się, że – w porównaniu z ubiegłym rokiem – liczba osób płacących słowackimi kartami kredytowymi w Czechach zwiększyła się o 16 procent, w Polsce – o 96 procent, a na Węgrzech aż o 109 procent. Słowacy powołali nawet specjalną komisję, która ma zbadać, co się stało, że wszyscy nagle robią zakupy za granicą.
Jak zwykle winny jest mityczny rynek. To jego uczestnicy swoimi transakcjami osłabili waluty naszego regionu, w tym złotego. Ale kto powiedział, że era słabego złotego będzie trwała wiecznie? Zwłaszcza że ostatnie wydarzenia na rynku walutowym pokazały, iż osłabienie o ponad 30 proc. złotego to – dosłownie – chwila. Równie dobrze kilku dużych zagranicznych inwestorów może więc zagrać na umocnienie złotego. Wtedy ten dodatkowy zysk szybko się zmniejszy.
Premia, jaką dziś otrzymują nasi eksporterzy w postaci zysku z kursu wymiany wobec euro, to dar z niebios. Ale co będzie w 2010 roku, skoro nikt nie jest nawet w stanie przewidzieć, co się stanie w czwartym kwartale tego roku? Jedno jest pewne – wspólna waluta w Polsce to pieśń przyszłości, cel niemożliwy do zrealizowania w ciągu najbliższych trzech, a nawet pięciu lat.