W listopadzie zeszłego roku państwowa Enea sprzedała na giełdzie akcje za około 2 miliardy złotych. Ta częściowa prywatyzacja nie miałaby szans, gdyby nie Vattenfall, który objął około 3/4 emisji. Dziś wyraźnie widać, że w Ministerstwie Skarbu szwedzka odsiecz została przyjęta jako wstęp do trwalszego związku. Czym prędzej ogłoszono, że Enea czeka na partnera, z którym zwiąże się na wieki, czyli wystawiono na sprzedaż resztę akcji. Ale wredny Vattenfall nie wysłał swatów. Zamiast tego pojawił się przez nikogo nielubiany niemiecki RWE. Wszystko wskazuje na to, że nowemu zalotnikowi nie spodobały się zbyt bliskie związki potencjalnej narzeczonej ze Szwedami. Minister Aleksander Grad, odgadujący w lot myśli zalotników, natychmiast odseparował narzeczoną od niesprawdzonego partnera.

Właściwie można powiedzieć, że słusznie – gra idzie przecież o ponad 10 miliardów złotych potrzebnych budżetowi i o firmę, do której należy kilkanaście procent polskiego rynku energii. Ale trzeba pamiętać, że minister Grad ma jeszcze kilka panien na wydaniu.

Takie samolubne działania Ministerstwa Skarbu są dziś u nas normą. Państwo niemal nie dopuszcza do rad nadzorczych kontrolowanych przez siebie spółek przedstawicieli mniejszościowych akcjonariuszy. Nawet w tych firmach, w których nie ma większości akcji, rządzi samodzielnie. Niestety to, co uchodzi wobec krajowych zalotników, może być poważną przeszkodą, gdy będziemy zabiegać o zagranicznych.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/jablonski/2009/09/17/zemsta-zawiedzionego-ministra-grada/]blog.rp.pl/jablonski[/link]