Niestety, to reguła prawdziwa, a na pewno będzie prawdziwa aż do skończenia budowy terminalu gazu skroplonego w Świnoujściu w 2014 roku. Do tego czasu żyć będziemy w kraju, który na dewersyfikację dostaw energii po prostu nie ma szans. [wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/kurasz/2009/12/30/w-rozmowach-z-rosja-optymizm-nie-wystarczy/]Skomentuj[/link][/b][/wyimek]
Przez 20 lat nie udało się nam uniezależnić się od dostawców z czasów PRL. Przed zakończeniem obowiązywania każdego kontraktu powtarza się stały scenariusz: Moskwa dyktuje warunki cenowe, ustala kalendarz wydarzeń, a potem czeka, aż złapie mocny mróz. Na Kremlu uważa się bowiem, że Polska przymuszona zmniejszaniem się zapasów gazu będzie odcinać dostawy surowca do firm chemicznych i paliwowych, więc szybko pójdzie na ustępstwa. A ponieważ tak zdarzało się rzeczywiście, to kolejne ekipy polityczne w rozmowach z Rosjanami nie były w stanie wiele wskórać.
W tym roku miało być inaczej. Już we wrześniu, po wizycie w Polsce premiera Rosji Władimira Putina, o zakończeniu negocjacji tryumfalnie poinformował polski premier Donald Tusk. Potem to samo powtarzał wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak, odpowiedzialny w polskim rządzie za zapewnienie bezpieczeństwa dostaw gazu.
Wiele wskazuje więc na to, że na poziomie politycznym kontrakt uzgodniono. Jednak, aby go ocenić, powinniśmy poznać szczegóły. Dowiedzieć się, dlaczego rząd zgodził się na umowę aż do 2037 roku, choć już za pięć lat ma być gotowy gazoport, który znacząco polepszy naszą pozycję negocjacyjną wobec Rosji.
Na razie okazało się, że w stosunkach z naszym sąsiadem optymizm polityków nie wystarczy. Poszło o 80 milionów dolarów, jakie strona rosyjska jest winna EuRoPol Gazowi, firmie zarządzającej polskim odcinkiem rurociągu jamalskiego. Rosjanie odmówili uregulowania rachunku. Są monopolistą, stwierdzili więc, że mogą nie dbać o opinię solidnego partnera.