[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/04/14/aleksandra-fandrejewska-inwestycyjne-dylematy/]Skomentuj na blogu[/link][/b]

Można z tej informacji nieco się cieszyć albo chwilę nad nią zadumać ze zmartwioną miną.

Jeśli firmy nie potrzebują kredytów, to oznacza, iż nie szykują się do rozpoczynania nowych i dużych inwestycji. Szkoda, bo wyraźny wzrost wartości i liczby prywatnych inwestycji zawsze oznacza nastanie prosperity i wyraźnego wzrostu gospodarczego. Jeśli firmy ociągają się z rozpoczynaniem nowych inwestycji, to znaczy, że nie są one im konieczne i nie przewidują gwałtownego wzrostu zamówień i sprzedaży. To też nie najlepiej, chociaż niedawne dane o wzroście dynamiki importu pokazują, że dla firm ożywienie gospodarcze ma realny wymiar.

Ale z informacji banku centralnego wynika też, że przedsiębiorstwa wyraźnie zwiększają depozyty. A to już dobry sygnał, bo jest dowodem na coraz lepszą płynność finansową przedsiębiorstw. Jeśli więc zechcą, to będą w stanie szybko realizować swoje zobowiązania. Nie powinny więc rosnąć zatory płatnicze ani nadmiernie rosnąć kredyt kupiecki.

Co więcej, jeśli firmy zdecydują się na rozpoczęcie inwestycji, będą miały lepszą pozycję przetargową w rozmowach z bankami, bo wyższe depozyty mogą oznaczać wyższy kapitał, a więc łatwiejsze negocjacje na temat kredytów z bankami. Kiedy więc firmy przestaną być ostrożne? Być może część z nich po marcowych danych o produkcji przemysłowej i sprzedaży, a inne być może potrzebują informacji o wzroście PKB za pierwszy kwartał. Jeśli tak, to oznacza, że w najbliższych miesiącach wciąż będą rosły depozyty firm, a kredyty wciąż nie.