Cięcie ratingu USA ostrzeżeniem dla polityków

Decyzja S&P o obniżeniu wyceny długu federalnego USA może mieć raczej niewielkie skutki ekonomiczne, za to istotne polityczne. Kwestionuje bowiem wolę polityczną rządu do redukcji długu

Publikacja: 11.08.2011 02:06

Maciej Krzak

Maciej Krzak

Foto: Fotorzepa, Piotr Guział PG Piotr Guział

Red

Bynajmniej, nie mam na myśli spadków na giełdach świata; te zresztą dużo bardziej dyskontują obawy przed kolejną odsłoną recesji niż degradację długu federalnego USA z najwyższej możliwej oceny AAA do AA+ z negatywną perspektywą. Zjazd cen akcji zaczął się bowiem na dobre pod koniec lipca po ogłoszeniu złych danych o dynamice wzrostu gospodarki USA.

Decyzja S&P tylko pogłębiła panikę, bo przecież większość uczestników rynku finansowego tak naprawdę nie ma bladego pojęcia, jakie ma ona znaczenie ekonomiczne, więc w sytuacji stresu traktuje ją jako kolejny sygnał, by sprzedać akcje. Czas na jej ogłoszenie był więc wyjątkowo niefortunny, a i można się spierać o jej sensowność, choć tę kwestię zostawiam na boku.

Jakie konsekwencje

Skutki ekonomiczne decyzji S&P będą prawie żadne w najbliższych latach. Choć teoretycznie powinna ona prowadzić do zwyżki stóp procentowych płaconych przez Stany od swojego długu wobec wzrostu ryzyka kredytowego.

To jest bardzo wątpliwe. Jedną z przyczyn jest brak zaskoczenia. Agencja S&P sygnalizowała takie ryzyko już 18 kwietnia, obniżając perspektywę wyceny do negatywnej. W dodatku ani Moody's, ani Fitch – pozostałe agencje wyceniające ryzyko kredytowe – nie zdegradowały długu USA. Potwierdziły jego najwyższą wycenę 2 sierpnia i ośmieszyłyby się, próbując ją zmienić w najbliższym czasie. Cóż bowiem zmieniło się od uchwalenia wyższego limitu dla zadłużenia publicznego USA? Nic.

Nie będzie wyprzedaży obligacji rządu USA choćby dlatego, że nie ma dokąd przenieść aktywów

Są jednak ważniejsze przyczyny. Zmiana wyceny jest niewielka i USA nadal należą do najbardziej wiarygodnych dłużników świata, a inwestorzy, zwłaszcza rządy, niespecjalnie gdzie indziej mogą lokować swoje oszczędności. Śpiesznie potwierdziły, że nie będą zmieniać polityki inwestycyjnej. Rynek skarbowych obligacji rządu USA bowiem jest największy na świecie i najbardziej płynny, co dotyczy jego różnych segmentów, np. dwuletniego, dziesięcioletniego czy dłuższych.

Mamy okres zaburzeń na rynkach finansowych, wręcz ucieczki od bardziej ryzykownych inwestycji i realizowania zysków. Pomińmy rozważania, czy są one racjonalne czy nieracjonalne, bo są faktem i sytuacja trochę już przypomina tę po upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers (nastąpił we wrześniu 2008 r. – red.).

Część posiadaczy aktywów martwi się ponownie o zwrot kapitału zamiast o stopę zwrotu na tym kapitale. Stąd zamieniają swoje aktywa na te, które uznają za najbezpieczniejsze. A które to są? Głównie obligacje rządu USA, jak się okazuje. W piątek, 5 sierpnia, przed ogłoszeniem decyzji S&P dochodowości dziesięcioletnich obligacji skarbowych spadały do 2,33 proc.; jest ona niższa niż porównywalnych obligacji niemieckich czy szwajcarskich. Ta dochodowość jest na bardzo niskim poziomie, mimo ryzyka wyższej dynamiki inflacji w okresie zapadania dziesięciolatek z powodu pompowania pieniądza przez zarząd Rezerwy Federalnej w okresie kryzysu globalnego.

To jest prawdziwy dowód, jak są oceniane przez rynek finansowy, a nie jakiś rating. Decyzja S&P nic w tej mierze nie zmieni. Nie będzie wyprzedaży obligacji rządu USA, choćby dlatego, że nie ma dokąd przenieść swoich aktywów.

S&P utrzymuje wycenę AAA dla 18 krajów, m.in. Australii, Francji, Niemiec, Holandii, Hongkongu, Wielkiej Brytanii i także  maleńkiej wyspy Man położonej w kanale La Manche. Ich łączny dług publiczny jest mniejszy niż dług rządu USA. Czy to jest alternatywa dla lokat w obligacje skarbowe w USA?

Wyższe koszty?

Można wyobrazić sobie jednak, że w dłuższej perspektywie dochodowości obligacji skarbowych zaczną rosnąć ponad te, które byłyby obserwowane, gdyby USA zachowały jako wycenę potrójne A.

W normalnych czasach utrata najwyższej wyceny przez rząd USA mogłaby go kosztować podwyżkę oprocentowania nowych obligacji o jakieś 0,5 pkt proc. Analitycy banku JP Morgan oszacowali, że dodatkowa suma odsetek mogłaby wynieść po kilku latach 100 mld dol. rocznie. Kwota jest niebagatelna, gdyż USA w 2010 r. zapłaciły odsetki rzędu 2,7 proc. PKB od swojego długu, tj. ok. 415 mld dol., więc ta suma znacząco zwiększyłaby wielkość obciążeń odsetkami budżetu federalnego, ale w wielu krajach, w tym w Polsce, obsługa długu pochłania większą część krajowego produktu i regulują one te długi bez kłopotu. W dodatku nominalny PKB w Stanach, który obecnie wynosi 15 000 mld dol., stale rośnie, więc waga tej kwoty (licznik) malałaby z czasem.

Nie ucierpi zyskowność instytucji finansowych, które w portfelach aktywów mają obligacje rządu USA. Banki w USA i inne instytucje finansowe nie będą bowiem musiały odłożyć więcej kapitału z powodu utrzymywania w portfelach obligacji skarbowych USA. Nie będą też musiały przedstawiać większego zabezpieczenia, pożyczając wolne środki od banku centralnego. Potwierdzili to regulatorzy rynku finansowego, w tym zarząd Rezerwy Federalnej.

S&P nie zdegradował krótkoterminowego długu USA, więc decyzja nie ma wpływu na zyskowność amerykańskich funduszy rynku pieniężnego, które muszą utrzymywać inwestycje w krótkoterminowych aktywach o najwyższej wycenie.

Jeśli nie wzrośnie dochodowość obligacji skarbowych w USA, to nie podrożeją kredyty dla sektora prywatnego. Ewentualna zwyżka przełożyłaby się na droższe kredyty hipoteczne czy samochodowe, gdyż ich stopy procentowe są indeksowane dochodowością „skarbówek".

Jednak kredyty na zakup nieruchomości w USA są bardzo tanie, bo nie ma zbyt wielu chętnych do ich wzięcia wobec obniżających się cen domów z powodu niezakończonego kryzysu na tym rynku. Nie ustąpiło zatem ryzyko, że wartość kredytu może przekroczyć wartości domu, a to może pociągać za sobą stres niewypłacalności dla gospodarstwa domowego, gdyby musiało nagle oddać część pożyczonej kwoty, aby nie przekraczała wartości zabezpiecze- nia, czyli nabytej nieruchomości.

Nie byłoby to też dodatkowe obciążenie w takiej skali, aby mogło wywołać kłopoty z obsługą kredytu czy ograniczyć wydatki na konsumpcję gospodarstw domowych.

Co więcej, stopy procentowe od kredytów są też uzależnione od stóp krótkoterminowych, bo banki mogą refinansować na rynku pieniężnym, a te są bliskie zera i prędko się to nie zmieni wobec obaw, czy nie nadchodzi drugie dno recesji. We wtorek Fed zdecydował, że stopy pozostaną rekordowo niskie przynajmniej do połowy 2013 r.

Skutki polityczne

Reasumując, negatywne skutki ekonomiczne w krótkim okresie będą znikome. Realna gospodarka ich praktycznie nie odczuje.

W gruncie rzeczy krok S&P ma uświadomić politykom USA – obu partii – że gra polityczna wokół podwyższenia limitu długu publicznego USA, igranie z wypłacalnością, było dowodem wysokiej nieodpowiedzialności. Decyzja ta nie kwestionuje zdolności do spłacania zobowiązań przez rząd USA, ale wolę polityczną do regulowania tych zobowiązań w związku ze skandalicznym targowaniem się, które poderwało zaufanie. To jest sygnał, że rynkom nie podoba się, że wypłacalność rządu USA staje się zakładnikiem wewnętrznych sporów politycznych, jak ograniczać deficyt rządu federalnego.

Proces decyzyjny pokazał, że politycy w USA stracili zdolność do kompromisu w krytycznej sytuacji. W tej sytuacji kierowanie gospodarką USA stało się mniej przewidywalne i jest mniej sprawne, bo nie oszczędzono rynkom kina akcji do ostatniej chwili.

Pod tym względem komunikat agencji jest klarowny.  Cięcie wyceny ma być lekcją dla polityków w USA, ma wywrzeć nacisk psychologiczny. Czy ją pojęli, przekonamy się najpóźniej w listopadzie, bo zgodnie z porozumieniem o podniesieniu limitu długu federalnego wtedy Kongres powinien uchwalić program cięć w wydatkach federalnych na dziesięć lat, by zatrzymać narastanie długu.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Autor jest wykładowcą Uczelni Łazarskiego i ekonomistą fundacji CASE

Bynajmniej, nie mam na myśli spadków na giełdach świata; te zresztą dużo bardziej dyskontują obawy przed kolejną odsłoną recesji niż degradację długu federalnego USA z najwyższej możliwej oceny AAA do AA+ z negatywną perspektywą. Zjazd cen akcji zaczął się bowiem na dobre pod koniec lipca po ogłoszeniu złych danych o dynamice wzrostu gospodarki USA.

Decyzja S&P tylko pogłębiła panikę, bo przecież większość uczestników rynku finansowego tak naprawdę nie ma bladego pojęcia, jakie ma ona znaczenie ekonomiczne, więc w sytuacji stresu traktuje ją jako kolejny sygnał, by sprzedać akcje. Czas na jej ogłoszenie był więc wyjątkowo niefortunny, a i można się spierać o jej sensowność, choć tę kwestię zostawiam na boku.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne