Ale ten wzrost jest z miesiąca na miesiąc coraz mniejszy. Jeszcze chwila, a okaże się, że zniknie zupełnie. Nie oznacza to oczywiście, że przestaniemy wydawać pieniądze, a jedynie to, że coraz bardziej będziemy pilnowali naszych portfeli i starali się jak najwięcej zaoszczędzić. Trudno się zresztą temu dziwić, skoro raczej nie ma podstaw, by sądzić, że nasza sytuacja finansowa wkrótce się poprawi. Tak jak i sytuacja polskiej gospodarki. Właśnie weszliśmy w fazę hamowania, a odrodzenie nie zacznie się prędko.

Kurczący się popyt konsumpcyjny to także problem dla polskiego budżetu. Już dziś ekonomiści ostrzegają, że realizacja dochodów państwa jest zagrożona. Z tytułu podatku VAT może do budżetu wpłynąć o 4 mld zł mniej, niż zakładano. Wpływa na to nie tylko słabnąca ochota Polaków na wielkie zakupy, ale także pogarszająca się sytuacja na rynku pracy. Bezrobocie nie spada tak szybko jak w latach wcześniejszych, a więc tych, którzy mogą wspomóc konsumpcję, przybywa wolniej.

Nie ubywa natomiast zbyt szybko tych, którzy wymagają opieki państwa - zasiłków dla bezrobotnych czy zasiłków socjalnych. To niesie dalsze problemy  - mniejsze od potencjalnych dochodów z podatku PIT oraz wydatki większe od spodziewanych. Zwykle jest tak, że resort finansów planuje budżet z pewną zakładką, bo od początku spodziewa się wyników lepszych od zapisanych na papierze. W tym roku takie kalkulacje mogą się jednak nie sprawdzić.