Od lat panuje przekonanie, że świetnym barometrem przyszłej koniunktury w branży technologicznej, a w konsekwencji także w całej gospodarce jest Intel. Wszak procesory są używane nie tylko w komputerach i elektronicznych gadżetach, ale także w rosnącej z dnia na dzień gamie wszelkiego rodzaju urządzeń. Intel w II kw. miał słabsze od spodziewanych wyniki. Tym bym się niezbyt przejmował. Jednak obniżenie prognoz na cały rok jest znaczącym sygnałem. Co prawda tu i ówdzie można przeczytać, że słabość Intelu wynika z niedużej ekspozycji na rynek urządzeń mobilnych, ale to słabe wytłumaczenie. Dlaczego? Bo czołowy światowy producent procesorów do smartfonów – amerykański Qualcomm – ogłosił, że mimo rewelacyjnych wyników za II kw. spodziewa się słabszej II poł. roku. Choć popyt na najnowsze chipsety przekracza podaż, firma twierdzi, że sprzedaż smartfonów będzie niższa od prognoz z powodu spowolnienia w Europie i USA.
Ale najbliższa przyszłość okiem wielkich amerykańskich firm przemysłowych, takich jak GE, Textron czy Honeywell, nie jawi się aż tak pesymistycznie. Także IBM – mimo słabszych od oczekiwań wyników za II kw. – optymistycznie patrzy na II półrocze. Tę pozorną sprzeczność daje się w prosty sposób wytłumaczyć. Historia pokazuje, że firmy technologiczne pierwsze odczuwają spowolnienie.
Kropkę nad i stawiają wyniki pięciu największych amerykańskich banków. Pod względem przychodów I połowa 2012 roku była najsłabsza od 2008 roku, czyli okresu poprzedzającego wybuch kryzysu finansowego. Jak zauważają analitycy, od 2005 roku wyniki banków za II półrocze były słabsze niż w pierwszych sześciu miesiącach roku. Ta prawidłowość pozwala postawić tezę, że najgorsze jest jeszcze przed nami.
Autor jest publicystą ekonomicznym