Po pierwsze, nie chcą jej Niemcy, którzy jakoś sobie dają radę. Po drugie, już raz ją dostali, więc bardzo trudno byłoby przekonać Komisję Europejską, że tej branży trzeba znów pomóc. Tym bardziej że motoryzacja nie jest ani pierwszą, ani ostatnią branżą, która ucierpi w tym kryzysie.

Do tego jest też niesłychanie upolityczniona. Prezydenci, premierzy, ministrowie uwielbiają w dobrych czasach fotografować się w autach, które dopiero co zjechały z taśmy. Kiedy przychodzą trudności, bronią miejsc pracy, nie pozwalają zamykać fabryk, oczekując, że problemy rozwiążą się same. Najlepszy przykład mamy dzisiaj we Francji, gdzie wspomina się nawet o upaństwowieniu niesfornego Peugeota, który chce ciąć, aby przetrwać. W sytuacji bez wyjścia producenci aut poszli więc na wojnę cenową. Uznali, że mimo wszystko lepiej jest sprzedawać nawet ze stratą, niż nie sprzedawać wcale. Poza Włochami, gdzie za okres postoju fabryk płaci specjalna kasa, w pozostałych krajach to firmy ponoszą koszty zmniejszonej produkcji.

Wydawałoby się, że każda fala obniżek cen to dobra wiadomość dla konsumentów. Tym bardziej że tak tanio jak dzisiaj już nie będzie. Ale zła kondycja firm jest wiadomością fatalną.

Z pewnością przeżywamy dzisiaj kryzys motoryzacji takiej, jaka była. Wielkich inwestycji w technologie, poszukiwań pomysłów na zdobycie pozycji lidera rynku. Wielkich chłonnych rynków w Azji. Jak wyjdzie ta branża z kryzysu? Nikt tego dzisiaj nie jest w stanie przewidzieć. Wiadomo jedynie, że dobrze już było.