Na wakacyjny wypoczynek czeka się miesiącami, dla większości pracujących to jedyny okres w roku, kiedy można zebrać siły i „podładować akumulatory" na kolejne miesiące. Dlatego wielka frustracja osób wyjeżdżających na wakacje z biurami, które w międzyczasie ogłaszają upadłość, nie jest zaskoczeniem. Wymarzony wypoczynek zamienia się w koszmar – wyrzucanie turystów z hoteli, oczekiwanie na lotnisku na samolot, który może w końcu zabierze ich do domu.
Czy jednak decyzje o takich wyjazdach nie są podejmowane zbyt pochopnie? Rozumiem, że wszyscy chcą za dobry produkt zapłacić jak najmniej. Jednak podejrzanie tanie oferty powinny skłonić do zastanowienia, jak to jest możliwe. Dzisiaj nie ma nic za darmo, a śmieszą mnie frustracje wylewane na forach internetowych na niski standard hotelu, w którym tygodniowy pobyt wraz z przelotem kosztuje 1,5 tys. zł. Za takie pieniądze z trudem można znaleźć jakąkolwiek przyzwoitą ofertę wakacyjną w Polsce.
Może więc nie zawsze warto tak ryzykować? Jeśli priorytetem jest niska cena, chyba lepiej zorganizować sobie wypoczynek na własną rękę. Odpada narzekanie na innych członków grupy, którzy oczywiście zawsze zachowują się gorzej od nas i nie trzymają odpowiedniego fasonu. Zamiast brać kredyt na zagraniczne wakacje, może lepiej wypocząć w kraju? Wtedy największe ryzyko dotyczy trafienia na kiepską pogodę, a nie bankructwa biura podróży czy linii lotniczej.