W poniedziałek Cypr będący u sterów unijnej prezydencji zasugerował minimum 50 mld euro cięć w stosunku do siedmioletniego budżetu zaproponowanego przez Komisję Europejską. To i tak niewiele w porównaniu z oszczędnościami, których żądają tzw. płatnicy netto do wspólnej kasy, czyli kraje, które do niej więcej wpłacają, niż otrzymują. Państwa te oczekują cięć rzędu 100-150 mld euro.

Każdy taki ruch oznacza mniej pieniędzy dla Polski, która spodziewa się 70-80 mld euro z polityki spójności. Polska broni unijnego budżetu wraz z krajami Grupy Wyszehradzkiej i szerzej w grupie kilkunastu państw, tzw. przyjaciół polityki spójności. Przed nami prawdziwy test tych aliansów. Finalnie zapewne na niewiele się one zdadzą, bo nie sięgają głęboko na zachód i północ, a jedynie wokół nas i na południe.

Nie można jednak spocząć na laurach. Stąd trwająca wizyta szefowej resortu rozwoju regionalnego w Londynie (choć to MSZ odpowiada za negocjacje kwot, które przypadną Polsce). Przekonanie do większego budżetu nastawionych na maksimum cięć Brytyjczyków byłoby sukcesem. Lobbujmy więc, jednocześnie nadal szukając nowych sojuszy, bo obecne mogą się okazać wyłącznie papierowymi.

Paradoksalnie jednak, nawet jeśli po 2013 roku dostaniemy nieco mniej pieniędzy, niż się spodziewamy, to może nam to wyjść na zdrowie. Trzeba będzie wydawać może nieco wolniej niż teraz, ale rozsądniej. Chyba każdy z nas wolałby np. uczestniczyć w szkoleniu nie tyle efektownym, ile efektywnym.