To było przecież nie tak dawno temu w miejscu, gdzie dziś nie sposób się przecisnąć pośród kolorowego tłumu, dziesiątków knajpek, kawiarni i ogródków. Ostatnie 25 lat to okres największego chyba w naszej historii skoku cywilizacyjnego.
W badaniach reprezentatywnych większość respondentów deklaruje, że ich osobiste sprawy idą nieźle. W 2011 roku aż 16 proc. badanych deklarowało zakup samochodu w rodzinie. To prawda, że ciągle są niemałe obszary biedy i wykluczenia, ale statystyki wskazują, że ulegają one zmniejszeniu podobnie jak zakres nierówności dochodowych. To prawda, ze koniunktura osłabła, ale wzrost cały czas pozostaje dodatni i rysują się realne perspektywy ożywienia już w czwartym kwartale. Dlatego warto zastanowić się nad przyczynami i ewentualnymi skutkami coraz powszechniejszego niezadowolenia i pesymizmu w sprawach ogólnych: społeczeństwa i gospodarki, a zwłaszcza polityki.
Z prowadzonych przez Akademię Leona Koźmińskiego badań wyobraźni ekonomicznej Polaków, czyli wyobrażeń o funkcjonowaniu gospodarki wynika, że to świadomość określa byt, czyli innymi słowy, że stan opinii publicznej wyprzedza zmiany koniunktury gospodarczej. Działa prawo samospełniającej się przepowiedni. Z kolei stan opinii jest w ogromnej mierze kształtowany przez media głównego nurtu. Pokazywana w nich zajadła walka buldogów pod dywanem budzi nie tylko niesmak, ale niepokój czy nawet strach. Może się on przełożyć na politycznie indukowane antyrynkowe, populistyczne wahnięcie, które zahamuje i odwróci dokonujący się postęp.
Mamy winnego: media i dziennikarzy! Nie takie to jednak proste. Po 2009 roku przekaz o „zielonej wyspie" okazał się skutecznym antidotum na kryzys, bo „podciągnął" kiepskie nastroje, a realna sytuacja gospodarcza podążyła ich śladem. Może więc trzeba bardziej rozpropagować informację, że w Warszawie, gdzie jest więcej zarejestrowanych samochodów na 1000 mieszkańców niż w Berlinie i w Paryżu, otwarto właśnie salon sprzedaży Rolls-Royce'a. Być może ta radosna wiadomość wzbudzi optymizm w narodzie i oszczędzi nam kolejnej bolesnej historycznej lekcji.