Rz: Roczna inflacja w krajach OECD spadła w maju do zaledwie 1,3 proc. To najmniej od jesieni 2009 r., gdy globalna gospodarka była w recesji. Dlaczego przestrogi, że niekonwencjonalna polityka pieniężna doprowadzi do skoku inflacji, okazały się jak dotąd tak chybione?
To zagrożenie jeszcze nie przeminęło. Jeśli banki centralne nie wycofają się w porę z niekonwencjonalnej polityki pieniężnej, wzrost cen może przyspieszyć. Jak dotąd nie stało się tak, bo programy typu ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE) nie przełożyły się w dużym stopniu na wzrost podaży kredytu. Pewnym wyjątkiem jest tu Wielka Brytania, gdzie osłabienie funta mocno podbiło inflację. Można się tylko spierać, w jakiej mierze deprecjacja funta jest skutkiem QE, a w jakiej innych czynników.
Najwyraźniej jednak przez to, że QE na razie nie miało poważnych skutków ubocznych, za to miało pozytywny wpływ na rynki, inwestorzy się od tego programu uzależnili...
Rzeczywiście, inwestorzy chcieliby zjeść ciastko i mieć ciastko. Z jednej liczą na to, że banki centralne będą kontynuowały QE w nieskończoność, a z drugiej, że gospodarka światowa przyspieszy, nie powodując wzrostu inflacji. Ten scenariusz oczywiście jest nieprawdopodobny. W pewnym momencie banki centralne będą musiały QE przerwać. Przewodniczący Rezerwy Federalnej Ben Bernanke już próbuje oswoić inwestorów z tą myślą.
A może, jak sugerowali m.in. Olivier Blanchard i Kenneth Rogoff, banki centralne powinny przejściowo podbić inflację nieco powyżej obecnych celów?