Jedynym kontaktem z domem był co najwyżej wykonywany raz na tydzień telefon (będąc niedawno w Juracie, przypomniałem sobie wielogodzinne czekanie na maleńkiej poczcie, aż pani z okienka łaskawie krzyknie, że jest połączenie). O tym, co się działo w pracy, człowiek dowiadywał się dopiero po powrocie. A jak się już tak stało, że człowiek był za granicą – wtedy w ogóle na długi czas mógł zapomnieć o tym, co w kraju.
Dziś szatański wynalazek telefonu komórkowego, a jeszcze bardziej internetu i e-maila, spowodował, że owe piękne marzenie o kompletnym oderwaniu się od codziennych zmartwień jest już tylko odległym wspomnieniem. Bezlitosny szef wyzyskiwacz może zawsze człowieka złapać w środku urlopu – jak nie e-mailem, to telefonem, a jak nie telefonem, to esemesem. A jak nawet człowiek ma to szczęście, że nie musi się bać szefów, będąc samemu sobie sterem, żeglarzem, okrętem – to i tak dociera do niego strumień informacji, który powoduje, że trudno zapomnieć o tym, co się dzieje w pracy.
Wiem, nie powinienem był włączać komputera. Ale co rano to robię, czytając e-maile i przeglądając wiadomości. I przez to, zamiast cieszyć się śródziemnomorskim słońcem, lśniącym morzem i długimi wieczornymi ucztami przy winie, zastanawiam się, co będzie się działo w najbliższych miesiącach w polskiej gospodarce.
No bo tak: Władimir Putin ciągle dokazuje, grożąc eskalacją ukraińskiego konfliktu. Rosyjskie sankcje nie wywołają wprawdzie w Polsce recesji, ale niewątpliwie spowodują bolesne straty u tych producentów, którzy wyspecjalizowali się w eksporcie na rosyjski rynek. W odpowiedzi na działania Moskwy Ukraińcy grożą zablokowaniem tranzytu rosyjskiego gazu do Europy, co wprawdzie w niewielkim stopniu dotyka bezpośrednio Polski, ale pośrednio oczywiście może utrudnić sytuację gospodarczą w całej Europie. Czym się to wszystko skończy? Nie wiadomo.
Ale na tym nie koniec. Z Niemiec, do tej pory wyciągających europejską gospodarkę z recesji jak potężna lokomotywa, zaczynają napływać bardzo niepokojące sygnały. Zdecydowanie pogarszają się tam nastroje, gorsze od oczekiwań są publikowane dane. Niepokojące sygnały zza wschodniej i zachodniej granicy naszego kraju znajdują już potwierdzenie i w naszych wynikach gospodarczych: obniża się dynamika eksportu, rozczarowuje wzrost produkcji przemysłowej. Jak daleko to zajdzie?