Reklama

Witold M. Orłowski: Powrót do szkoły?

Ostatni tydzień sierpnia powinien być jeszcze czasem wakacyjnej beztroski. Już nie jest.

Publikacja: 27.08.2025 14:36

Prezydent RP Karol Nawrocki (P), premier Donald Tusk (2P) oraz wicepremier, minister obrony narodowe

Prezydent RP Karol Nawrocki (P), premier Donald Tusk (2P) oraz wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz (2L) i wicepremier, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski (L) podczas posiedzenia Rady Gabinetowej w Pałacu Prezydenckim w Warszawie

Foto: PAP/Albert Zawada

Nasz nowy prezydent zwołał Radę Gabinetową, by odpytać rząd w sprawie stanu finansów publicznych. I bardzo słusznie, bo z pewnością budzi on zaniepokojenie. Nic więc dziwnego, że prezydent poprosił rząd o wyjaśnienia, podobnie jak trzy miesiące temu grzecznie prosił Sławomira Mentzena o wyjaśnienie zawiłych spraw podatkowych.

To w sumie dobrze, że osoby publiczne chcą się ciągle uczyć i nie kryją swojego głodu wiedzy. Bardzo tym zachęcony, ośmielam się przedstawić w tej sprawie krótką ściągę z odpowiedziami na kilka prostych pytań, które mógł wczoraj zadać prezydent. Nic trudnego, prosta arytmetyka.

Czytaj więcej

Pierwsza Rada Gabinetowa w kadencji Karola Nawrockiego. Od razu zwrócił się do Donalda Tuska

Czy stan finansów publicznych jest zły? Oczywiście, że tak. Deficyt naszych finansów, który w latach 2018-2019 był poniżej 1 proc. PKB, od tego czasu z roku na rok rośnie, a obecnie przekracza 6 proc. Relacja długu publicznego do PKB wzrosła w tym czasie z 45 do około 60 proc. Nie jesteśmy oczywiście jedynym krajem z takimi kłopotami: podobnej skali deficyt mają Francja, Słowacja i Węgry, a dług większości państw UE jest wyższy od polskiego. Ale powody do niepokoju na pewno są.

Dlaczego tak się ostatnio pogorszył? Jak sądzi prezydent, stan finansów publicznych, kiedyś tak świetny, bardzo się pogorszył w ostatnich dwóch latach. Czy tak? Niezupełnie. W ostatnich latach rządów premiera Morawieckiego był równie zły, jak obecnie, tylko ukrywano ten fakt, manipulując danymi i zaciągając zobowiązania bez pokrycia w dochodach. Pomógł też wybuch inflacji, który na pewien czas przerzucił znaczną część kosztów długu na prywatnych posiadaczy oszczędności.

Reklama
Reklama

A tymczasem przyczyna pogorszenia sytuacji jest tak prosta, że aż głupio to wyjaśniać. Wydarzenia z lat 2020-2025 spowodowały konieczność gwałtownego podniesienia wydatków związanych z szeroko rozumianym bezpieczeństwem: wydatki na obronę wzrosły z 2 do 5 proc. PKB, a na ochronę zdrowia z niecałych 5 do ponad 6 proc. PKB. Aby utrzymać deficyt w ryzach, należało albo zwiększyć dochody (bardzo niepopularne), albo ograniczyć inne wydatki (jeszcze bardziej niepopularne, zwłaszcza że tego rzędu kwoty można byłoby znaleźć tylko ograniczając wydatki socjalne). Ani poprzedni, ani obecny rząd na to się nie zdecydował, więc wzrost deficytu i długu był tylko prostą arytmetyczną konsekwencją.

Czy grozi nam grecka katastrofa? Nie, na razie na szczęście nie grozi, bo dłużnikowi bankructwo grozi wtedy, kiedy dług jest bardzo wysoki, a nikt nie chce pożyczyć pieniędzy na jego obsługę. Na razie polski dług jest nadal na umiarkowanym poziomie w relacji do PKB, a nasze obligacje mają rating A (żadnego problemu z pożyczaniem). Problem jednak w tym, że ten dług ciągle rośnie. Nawet jeśli dzisiaj żadna katastrofa nam nie zagraża, za dziesięć lat sytuacja może wyglądać inaczej. Chyba że zawrócimy z tej ścieżki, na nowo stabilizując sytuację finansową państwa.

No to co z tym fantem zrobić? To przecież oczywiste. Trzeba podjąć decyzje, których nie chciał podjąć ani poprzedni, ani obecny rząd. Trzeba poinformować ludzi, że ze złej ścieżki wzrostu długu musimy zawrócić i zaproponować rozłożony na kilka lat, wiarygodny program stabilizacyjny. Chwilowo rząd takiego zamiaru najwyraźniej nie ma, a prezydent ma jedynie pomysły, w jaki sposób można by jeszcze bardziej obniżyć dochody państwa i zwiększyć jego wydatki, wyrażając jednocześnie nieco obłudne zaniepokojenie z powodu zbyt wysokiego deficytu.

No cóż, arytmetyka arytmetyką, a tak po prostu wygląda polityka.

Nasz nowy prezydent zwołał Radę Gabinetową, by odpytać rząd w sprawie stanu finansów publicznych. I bardzo słusznie, bo z pewnością budzi on zaniepokojenie. Nic więc dziwnego, że prezydent poprosił rząd o wyjaśnienia, podobnie jak trzy miesiące temu grzecznie prosił Sławomira Mentzena o wyjaśnienie zawiłych spraw podatkowych.

To w sumie dobrze, że osoby publiczne chcą się ciągle uczyć i nie kryją swojego głodu wiedzy. Bardzo tym zachęcony, ośmielam się przedstawić w tej sprawie krótką ściągę z odpowiedziami na kilka prostych pytań, które mógł wczoraj zadać prezydent. Nic trudnego, prosta arytmetyka.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie Ekonomiczne
Skąd wziąć brakujące miliardy na inwestycje
Opinie Ekonomiczne
Ekspert: Zabranie 800+ Ukraińcom to zła wiadomość także dla polskich pracowników
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Trudne czasy dla ministra finansów
Opinie Ekonomiczne
Diabelski dylemat: większe zadłużenie, czy wyższe podatki. Populizm w Polsce ma się dobrze
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Opinie Ekonomiczne
Katarzyna Kucharczyk: Sztuczna inteligencja jest jak śrubokręt
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama