Otóż w ostatnich dniach sporo słyszycie i czytacie o tym, że Polacy lubią szampana, ale w porównaniu z Francuzami ich wyniki w tzw. spożyciu są kiepskie. Jeśli chodzi o picie wina – też modny sylwestrowy trunek – biją nas na głowę Włosi i Hiszpanie.
Ponieważ - co stwierdzam z żalem – nawet na ważnych zabawach pojawia się coraz częściej piwo przeczytacie i usłyszycie, że w porównaniu do Niemców i Czechów jesteśmy słabi. W temacie napoje wysokoprocentowe przegrywamy oczywiście z sąsiadami ze Wschodu.
Teraz eleganckie surowce do tzw. przegryzienia. W serach o niebo lepsi od nas są Szwajcarzy, w śledzikach – Skandynawowie, w owocach – kraje południa Europy, w kawiorze to już słabiutko, bo Polacy niezamożni. Że to czarny obraz? Nieprawda! Najpierw poważnie: nie możemy się - stale i wyłącznie - porównywać z najbogatszymi krajami świata, bo to nie nasza liga. Nasza to Czesi, Słowacy, Litwini, Estończycy, Łotysze, Węgrzy, od niedawna Hiszpanie.
A teraz bardziej sylwestrowo. Wyobraźcie sobie mężczyznę, bo piszę tu sporo o trunkach, który pije tyle wódki ile statystyczny Rosjanin, wina – ile Francuz, piwa - ile Czech, „zakąsza" to kiełbasą w ilościach niemieckich i tłustym serem według norm spożycia szwajcarskich. Zakładamy, że startuje jako dorosły, czyli mając 18 lat, bo wtedy można już bezkarnie - z punktu widzenia prawa - robić sobie dowolną krzywdę.
Dociągnie do 25?