Witold M. Orłowski: Prawdziwe korzyści z członkostwa w Unii

Jeśli nie będziemy umieli wytłumaczyć Polakom prawdziwych korzyści z członkostwa w Unii Europejskiej, mogą nas kiedyś czekać prawdziwe kłopoty.

Publikacja: 16.05.2024 04:30

Festiwal Europejski na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie

Festiwal Europejski na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Dwudziesta rocznica członkostwa zaowocowała wieloma pięknymi przemówieniami, radosnymi festynami i nudnymi naukowymi panelami. Do świętowania włączyły się oczywiście również głęboko proeuropejskie media: telewizje z przyjemnością pokazywały niezliczone dowody korzyści z członkostwa. Wyremontowane drogi i chodniki, wybudowane autostrady, odnowione zabytki, dofinansowane regionalne muzea i centra rozrywki.

To wszystko wpisuje się we wciąż tę samą, potencjalnie groźną narrację na temat członkostwa. Bo powiela od lat dominującą w Polsce tezę, że naszą główną korzyścią są unijne fundusze i poprawa jakości życia, możliwa dzięki transferom z unijnego budżetu. To samo powtarza większość polityków, tak samo uważa większość zwykłych Polaków. Wśród ważnych korzyści zauważają też swobodę podróżowania…, a potem długo, długo nic. I gdzieś, daleko w tyle, jakieś korzyści gospodarcze (choć spora część społeczeństwa uważa, że zamiast korzyści mamy straty, a na naszym członkostwie korzystają głównie Niemcy).

To oczywiście bzdura. Jedyną trwałą korzyścią z integracji gospodarczej jest szybszy wzrost wydajności pracy i dochodów, możliwy dzięki nieskrępowanemu udziałowi Polski we wspólnym europejskim rynku. To dzięki temu powstały w ciągu minionych 20 lat liczne wielkie fabryki, centra usługowe i logistyczne, zbudowane nie tylko z myślą o 38 milionach Polaków, ale o wielkim rynku niemal pół miliarda bogatych europejskich konsumentów. Według obliczeń symulacyjnych, gdyby Polska nie była członkiem Unii (wystarczyło zagłosować na „nie” w referendum), wzrost PKB byłby o połowę słabszy, a dochody przeciętnego Polaka o 30 proc. niższe, niż są dzisiaj. Moglibyśmy tylko zazdrościć poziomu życia znacznie zamożniejszym od nas Bułgarom – dziś najuboższym mieszkańcom Unii.

Czy to znaczy, że fundusze unijne nie miały znaczenia? Bez przesady. Mimo naszego członkostwa bardzo wiele inwestycji nie powstałoby, gdyby nie poprawiła się gruntownie polska infrastruktura (to znaczy oczywiście powstałyby, ale u naszych dysponujących lepszymi drogami i kolejami sąsiadów z regionu). Ale, po pierwsze, fundusze są i będą tylko środkiem do celu. Po drugie, korzystając z nich, trzeba mieć z tyłu głowy świadomość, że choć pieniądze na inwestycje są „za darmo”, to na utrzymanie wybudowanej infrastruktury trzeba już mieć własne środki. Jeśli dobrze zainwestowane środki prowadzą do odpowiedniego wzrostu dochodów (czyli PKB), inwestycja jest wysoce opłacalna. Jeśli służą budowie kolejnych aquaparków, dróg znikąd donikąd, pustych lotnisk czy deficytowych linii kolejowych, mogą stać się ciężarem ciągnącym finanse na dno (tak stało się w przypadku teoretycznie potrzebnej, ale przesadnie rozbudowanej sieci autostrad w Portugalii). No i po trzecie, jest oczywiste, że jeśli Polska będzie się dobrze rozwijać, to za jakiś czas (pewnie nie wcześniej niż za dekadę, ale jednak) staniemy się płatnikiem netto do budżetu Unii.

I co wtedy powiemy ludziom, mówiącym, że skoro główną korzyścią z członkostwa w Unii są transfery, teraz warto z niej po prostu wystąpić? Aby do tego nie doszło, potrzebna jest przede wszystkim edukacja. Współpraca gospodarcza nie jest grą, w której jedna strona zyskuje tylko kosztem strat drugiej. Odwrotnie, jest to – jak mówią ekonomiści – gra o dodatniej sumie wypłat, w której korzystać mogą wszyscy, oczywiście pod warunkiem że umieją wykorzystać szanse i zadbać o wyciągnięcie jak największych korzyści.

Ale to trzeba umieć pokazać i wytłumaczyć. A nie powtarzać, że dzięki Unii mamy wyremontowane drogi i chodniki, wybudowane autostrady, odnowione zabytki, dofinansowane regionalne muzea i centra rozrywki.

CV

Witold M. Orłowski

główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, Akademia Finansów i Biznesu Vistula

Dwudziesta rocznica członkostwa zaowocowała wieloma pięknymi przemówieniami, radosnymi festynami i nudnymi naukowymi panelami. Do świętowania włączyły się oczywiście również głęboko proeuropejskie media: telewizje z przyjemnością pokazywały niezliczone dowody korzyści z członkostwa. Wyremontowane drogi i chodniki, wybudowane autostrady, odnowione zabytki, dofinansowane regionalne muzea i centra rozrywki.

To wszystko wpisuje się we wciąż tę samą, potencjalnie groźną narrację na temat członkostwa. Bo powiela od lat dominującą w Polsce tezę, że naszą główną korzyścią są unijne fundusze i poprawa jakości życia, możliwa dzięki transferom z unijnego budżetu. To samo powtarza większość polityków, tak samo uważa większość zwykłych Polaków. Wśród ważnych korzyści zauważają też swobodę podróżowania…, a potem długo, długo nic. I gdzieś, daleko w tyle, jakieś korzyści gospodarcze (choć spora część społeczeństwa uważa, że zamiast korzyści mamy straty, a na naszym członkostwie korzystają głównie Niemcy).

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację