Inwestycje to jeden z silników zdrowej gospodarki. Jednak nasza od kilku lat cierpi na ich brak, ponieważ napędzały ją konsumpcja i eksport. Zwłaszcza konsumpcja. Chociaż i ona ostatnio wygląda coraz słabiej. To efekt drożyzny i bardzo wysokiej, uporczywej inflacji, która pustoszy budżety gospodarstw domowych. Za wzrostem cen nie nadążają bowiem płace, szczególnie w mniejszych firmach, walczących o przetrwanie po niesłychanym wzroście kosztów prowadzenia biznesu. Efekt jest taki, że coraz ostrożniej wydajemy pieniądze, a część wydatków odkładamy na lepszy czas. To przekłada się na spadek zamówień w firmach, głównie w przemyśle, co pcha nas w stronę recesji, którą po szacunkowych danych GUS-u na temat PKB w drugim kwartale tego roku część ekonomistów już zresztą odtrąbiła. Powodów do optymizmu nie ma za wiele, choć niektórzy wieszczą powrót na ścieżkę wzrostu w kolejnych kwartałach. Inflacja ma się jednak „dobrze”, jesteśmy z nią w niechlubnym ogonie UE, a na powrót do cywilizowanego poziomu, czyli celu inflacyjnego, poczekamy jeszcze przynajmniej ze dwa–trzy lata. Sytuacji nie poprawia też kampania wyborcza oparta na kupowaniu głosów wyborców, czyli dalsze dosypywanie pieniędzy na rynek.

Jako tako trzyma się jeszcze eksport, ale nie wiadomo, jak będzie dalej, bo gospodarka naszego największego partnera handlowego, czyli Niemiec, balansuje na granicy recesji. Natomiast u naszych innych kontrahentów unijnych powodów do gospodarczego hurraoptymizmu również nie widać.

Czytaj więcej

Firmy z naszego regionu inwestują, by zasypać lukę technologiczną

Promyk nadziei przynoszą wyniki badań Europejskiego Banku Inwestycyjnego, do których dotarła „Rzeczpospolita”. Wprawdzie najpierw pandemia, potem wybuch wojny w Ukrainie, wreszcie zawirowania gospodarcze mocno uderzyły w biznes w naszym regionie Europy, przez co inwestycje zeszły na dalszy plan, ale teraz jest szansa, że to się zmieni. W badaniu aż 77 proc. przedsiębiorstw z Europy Środkowo-Wschodniej zadeklarowało bowiem inwestycje. To więcej, niż wynosi średnia dla całej UE i więcej niż w USA. I daje nadzieję na poprawę konkurencyjności naszych gospodarek, zwłaszcza że firmy mocno myślą o zainwestowaniu w innowacje. Problem w tym, że są to jedynie deklaracje zderzające się z twardą rzeczywistością. Mówią o tym zresztą same badane przez EBI firmy. Wskazują na bariery inwestycyjne (np. zawirowania w gospodarce), wysokie koszty energii czy brak wykwalifikowanej siły roboczej. W Polsce zmagamy się jeszcze z zaniedbaną przez rząd transformacją energetyczną i roztrwonienie pieniędzy ze sprzedaży uprawnień CO2, które powinny ją wesprzeć. Czkawką odbijają się nam też spory z Komisją Europejską, przez które nie sięgamy po grube miliardy euro z Krajowego Planu Odbudowy. Inne kraje unijne już dawno korzystają z tych pieniędzy z pożytkiem dla swoich gospodarek. U nas pomogłyby rozbudzić inwestycje, ale w najbliższym czasie tak się na pewno nie stanie. W Polsce może skończyć się jedynie na deklaracjach, na co wskazują inne wewnętrzne badania. Niestety, w naszym kraju wzrostu inwestycji raczej nie widać.