Rząd, chcąc nie chcąc, musi więc poruszyć niebo i ziemię, by zdobyć dodatkowe pieniądze. Jak się nie uda ich wydobyć z uszczelnienia systemu podatkowego, to będzie musiał albo zadłużyć się jeszcze bardziej, przekraczając dopuszczalne granice, albo podnieść podatki dla nas wszystkich.
Rząd chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo im bliżej października, gdy ma wejść w życie ustawa obniżająca wiek emerytalny, tym więcej do mediów przecieka pomysłów, jak zachęcić potencjalnych emerytów, by jednak popracowali trochę dłużej. Niestety, mnogość tych pomysłów i ich skrajna różnorodność wskazują, że na razie żadnej porządnej koncepcji nie ma. I to mnie właśnie denerwuje najbardziej. Okazuje się, że polityka emerytalna w Polsce to polityka prowadzona na łapu-capu, naprawiająca błędne decyzje, które naprawiały jeszcze inne błędne decyzje. Bo szybkie wprowadzenie ustawy obniżającej wiek emerytalny do 60 i 65 lat, bez refleksji nad wyzwaniami demograficznymi, wpływem tej decyzji na wysokość świadczeń emerytalnych i rynek pracy, a pośrednio i gospodarkę, było po prostu błędem.