Optymizm inwestorów jednak niekoniecznie się przekłada na polską rzeczywistość. Gdy spojrzeć na sytuację z bliska, widać, że firmy wciąż tną koszty, spada realne wynagrodzenie, a bezrobocie rośnie. Sięga już 13 proc., co oznacza, że bez pracy jest 2,1 mln Polaków.
[b][link=http://blog.rp.pl/kurasz/2010/03/04/wykluczeni-pojda-do-lichwiarzy/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Jeśli sytuacja się nie polepszy, to jeszcze więcej osób wpadnie w spiralę zadłużenia. A to będą złe wieści nie tylko dla tych, którzy wzięli kredyt, i dla tych, którzy go udzielili, ale dla całej gospodarki – bo wiara w jej rychłe ożywienie opiera się też na potencjalnym wzroście konsumpcji.
Dziś ponad 1,7 mln Polaków zalega z płatnością zobowiązań powyżej 60 dni. A statystyczny dłużnik z tej grupy ma do spłacenia bankom, firmom pożyczkowym i telekomunikacyjnym niemal 10 tys. zł. I dopóki bezrobocie nie zacznie spadać – a firmy zaczną zatrudniać nowych pracowników nie wcześniej niż w 2011 roku – niestety, długi mieszkańców Polski będą rosły.
Z tego powodu banki odprawiają z kwitkiem wielu niepewnych klientów. Już ograniczyły kredyty ratalne i gotówkowe, a nowe restrykcyjne zasady oceny zdolności kredytowej narzucone przez nadzór finansowy dają im tylko pretekst, by zupełnie odwrócić się do części Polaków plecami.