Decydują o tym - i tu nie ma zaskoczenia - relatywnie niskie koszty pracy, wielkość rynku, stabilna sytuacja polityczna, położenie geograficzne, czy możliwość zdobycia grantów lub ulg podatkowych. Kombinacja wszystkich tych czynników sprawia, że do tej pory udawało nam się skutecznie rywalizować o międzynarodowe projekty z głównymi konkurentami w tej dyscyplinie, czyli: Czechami, Słowacją, Rumunią, czy Ukrainą.

Teraz o przyciąganie znaczących inwestycji może być jednak trudniej. Głównym inwestorem jest w Polsce przecież przemysł motoryzacyjny, przeżywający w Europie prawdziwą zapaść. Sprzedaż w całym 2012 roku spadła o 8 procent, ale tylko w grudniu był to już zjazd o niemal jedną piątą (wyniki pogarszały się w kolejnych miesiącach). Pracę w branży już straciło lub straci w nadchodzących kwartałach kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Nasz rynek nie będzie chlubnym wyjątkiem od tego trendu. Plan zwolnienia prawie jednej trzeciej załogi zapowiedział już przecież kilka tygodni temu tyski Fiat, a kolejne firmy mogą pójść jego śladem.

Powodów do optymizmu nie dają też słabe, i systematycznie obniżane, prognozy dla europejskiej oraz polskiej gospodarki na bieżący rok. Mniejsza chęć do inwestowania kapitału widoczna jest nawet w Chinach, gdzie bezpośrednie inwestycje zagraniczne spadły w ubiegłym roku o kilka miliardów dolarów, do 111 mld dol.

Na tym tle nieźle wygląda wynik osiągnięty w 2012 r. przez Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych, przez którą przechodzi zazwyczaj około 10 proc. wszystkich inwestycji zagranicznych. PAIiIZ zakończyła 53 projekty o łącznej wartości 1,2 mld euro, które pozwolą stworzyć 10 tys. nowych miejsc pracy. To wynik porównywalny z osiągniętym rok wcześniej. O jego powtórzenie w 2013 r. będzie jednak bardzo trudno.