Książę Ammar kupuje Kwesturę

Hodowcy na całym świecie daliby za nią każde pieniądze. Ale Pianissima nie jest na sprzedaż. To dobro narodowe. Polska sprzedaje wyłącznie te araby, które nie zubożą rodzimej hodowli

Publikacja: 25.08.2008 01:30

- To dobro narodowe - mówi o Pianissimie prezes janowskiej stadniny Marek Trela. Ta niepozorna klacz

- To dobro narodowe - mówi o Pianissimie prezes janowskiej stadniny Marek Trela. Ta niepozorna klacz jest czempionką świata, Europy i USA oraz zwyciężczynią Pucharu Narodów

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

W Janowie Podlaskim drewniane domki pomalowane na żółto, niebiesko i biało stoją w ogrodach pełnych floksów i georginii wzdłuż biegnącej w dół ulicy prowadzącej do stadniny. Wydaje się, że czas stanął tu w miejscu i jest rok 1817, gdy za zgodą cara Aleksandra I w pobliskiej wiosce Wygoda wśród rozległych łąk nad Bugiem powstała najsłynniejsza polska hodowla koni arabskich.

Potem było dramatycznie. W czasie I wojny światowej carscy urzędnicy wywieźli część janowskich arabów w głąb Rosji. W 1939 r. podobnie zrobili Sowieci. W stajniach zostały cztery konie, kilkanaście uciekło z transportów, wyłapali je masztalerze. W 1944 r. Niemcy wywieźli konie pod Drezno. Przeżyły naloty i kolejną ewakuację pod Kolonię. Do Polski wróciły w 1946 r. na statku.

– Koń arabski to rasa bardzo stara, więc wytrzymała i odporna. Do tego przyjazna człowiekowi, ufna. Tym cechom nasze araby zawdzięczają przetrwanie – uśmiecha się Marek Trela, ósmy rok prezes janowskiej stadniny, z zawodu weterynarz, znawca koni i były jeździec warszawskiej Legii.

Stoimy w liczącej 150 lat stajni, przy boksie Pianissimy. Nieduża gniada klacz o wielkich sarnich oczach i przepięknej głowie daje się głaskać i z ufnością przytula do Marka Treli. Ten niepozorny w wielkiej stajni koń jest przedmiotem pożądania hodowców z całego świata. Ma dopiero pięć lat, a karierę już zrobił zawrotną.

Pierwsze źrebię janowskiej klaczy Pianosa i ogiera Gazala al Shaquab z Kataru od urodzenia wyróżniało się urodą. We wszystkich światowych pokazach Pianissima zdobywała najwyższe noty. Jest czempionką świata i Europy, zwyciężczynią Pucharu Narodów, czempionką USA. Dziś jest dla Polski bezcenna.

– To dobro narodowe – przyznaje prezes Trela. – Takie klacze zostają w Polsce i wzbogacają materiał genetyczny naszych arabów.

Na tegorocznej aukcji Pride of Poland sprzedano 26 koni za 2,99 mln euro. Nie wszystkie, na które byli chętni, bo polskie stadniny nie godzą się na kwoty poniżej 10 tys. euro

Shirley Watts, żona Charliego, perkusisty Rolling Stones, na pewno o tym wie. Co roku latem mija janowskie drewniane domki w kwiatach, jadąc do stadniny na najgłośniejszą w świecie hodowców koni arabskich aukcję Pride of Poland (Duma Polski). Od 39 lat wystawiają tu na sprzedaż konie stadniny w Michałowie, Janowie, Białce. Od kilku lat w aukcji udział biorą prywatni polscy hodowcy.– Rynek koni arabskich bardzo się w Polsce zmienił. W państwowych stadninach mamy około 250 klaczy, a w całym kraju około 1 tys. Widać więc, że większość jest już w rękach prywatnych – wyjaśnia Marek Trela.

W tym roku w drugą niedzielę sierpnia Shirley Watts kupiła w Janowie cztery klacze, w tym pięcioletnią siwą Amrę za 340 tys. euro. Po aukcji klacz w nowej stajni czeka na transport do Wielkiej Brytanii.

Nowe stajnie należą do inwestycji z ostatnich lat, na które Janów może sobie pozwolić, bo ceny arabów wciąż idą w górę. Dwie stajnie kosztowały ponad 2 mln zł, a około 10 mln zł – wielki maneż pokazowy z trybunami, zapleczem i drogami dojazdowymi, postawiony dwa lata temu dla Pride of Poland.

– W tej stadninie wszystko jest zabytkowe, więc i nowe obiekty stawiamy za zgodą konserwatora – wyjaśnia prezes.

Amra uzyskała w 2008 roku drugą cenę aukcji. Tak samo jak bezcenna Pianissima jest przylepna i ufna.

– Od opadnięcia młotka aukcjonera kupiona klacz jest ubezpieczona na mniej więcej tydzień, czyli na tyle, ile potrzebuje na dotarcie do właściciela. To rodzaj ubezpieczenia na życie dla konia. Stanowi 3 – 5 proc. wylicytowanej wartości, wykupujemy je w amerykańskiej firmie z Ohio C. Jarvis Insurence of Solon, bo działający na rynku polskim ubezpieczyciele nie oferują wymaganych przez nas polis – tłumaczy Barbara Mazur, właścicielka firmy Polturf, która od ośmiu lat organizuje janowskie aukcje.

Przyznaje, że opłaty za ubezpieczenie są w 2008 roku rekordowe, bo i rekordowa cena padła na licytacji. Cena wszech czasów.

Książę Ammar bin Humaid al Nuaimi, syn władcy Ajmanu, najmniejszego z Emiratów Arabskich, jest szczupły, niewysoki, czarnowłosy. Nosi czarne koszule i dwudniowy zarost. Falujące włosy zaczesuje do tyłu. W rodzinnym Ajmanie ma stadninę. To znane miejsce w świecie hodowców koni arabskich, choć Ajman to tylko 260 km kw. i 40 tys. obywateli, a oprócz ropy i piasku nie ma tam nic.

– Wspaniale jest mieć arabskie konie. Wiem, że będą mi towarzyszyć zawsze, ponieważ czuję z nimi głęboką więź – deklarował Ammar po odebraniu pucharu za swojego ogiera na pokazie w Paryżu.

Kwesturę książę upatrzył sobie dawno. 13-letnia kasztanka z białą łezką na łbie i skarpetkami na przednich nogach ze stadniny w Michałowie to wielokrotna czempionka. Ammar obejrzał ją dokładnie na ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Paryżu. Oczywiście zwyciężyła.

– Najwspanialsze według mnie jest wejście do stajni w południe i wypuszczenie stada na pastwisko. Patrzę na piękne stworzenia, które przebiegają tuż przede mną – napisał książę na stronie internetowej stadniny.

Do Janowa nie przyjechał. Siedział na swoim jachcie w St. Tropez i łączył się z pełnomocnikiem przez Internet.

Barbara Mazur: – W loży VIP-ów mamy 400 gości, połowa to goście zagraniczni. Dla publiczności jest ok. 1 tys. miejsc. W aukcji uczestniczy 40 – 50 osób. Każda wpłaca wadium wysokości 2 tys. euro. Nie wszyscy licytują osobiście. Szejkowie najczęściej wysyłają przedstawicieli, którzy po okazaniu pełnomocnictwa reprezentują ich w licytacji, np. za szejka Ajmanu licytował trener jego koni.

O Kwesturę rywalizowało trzech hodowców – dwóch Arabów i Amerykanin z Kalifornii. Ten amerykański stan to także mekka hodowców. Tam właśnie w 1985 r. padł poprzedni cenowy rekord za polskiego araba. Klacz Penicylina została sprzedana za 1,5 mln dolarów, a Diana za 1,2 mln dolarów. Na aukcji w Janowie w 1981 r. za ogiera El Paso zapłacono 1 mln dolarów.

– To były złote czasy dla amerykańskich hodowców. Kupowali najlepsze konie, nie licząc się z kosztami, bo amerykańskie prawo zwalniało ich z podatków – tłumaczy Marek Trela.

Tamte czasy się skończyły, bo zmieniło się amerykańskie prawo. Dziś hodowcy zza oceanu przegrywają licytacje z szejkami, gwiazdami show-biznesu, czy tajemniczą panią z Belgii o polsko brzmiącym nazwisku (chce zachować anonimowość), która kupiła w Janowie dwie wspaniałe kare klacze: Wróżkę (SK Michałów za 52 tys. euro) i Elwingę (SK Janów za 42 tys. euro).

W sumie na tegorocznej aukcji Pride of Poland sprzedano 26 koni za 2,99 mln euro. Nie wszystkie, na które byli chętni, bo polskie stadniny nie godzą się na kwoty poniżej 10 tys. euro. Najniższą tegoroczną ceną było 12 tys. euro za siwą Albertynę z Białki.

– Aby osiągnąć wysoką cenę konia, trzeba w niego zainwestować. Przede wszystkim musi występować w zagranicznych pokazach. Dlatego nasze araby wędrują po Europie i za ocean – mówi prezes.

Stadnina ma specjalne ciężarowe dafy do transportu koni. Przewozi się w nich nawet siedem zwierząt w obszernym, dobrze wentylowanym, zaopatrzonym w wodę i paszę pomieszczeniu, gdzie ściany są obite miękkimi materiałami.

W Janowie jest dziś prawie 500 koni (hoduje się też angloaraby). Codziennie zjadają 1,5 tony owsa i 2 tony siana z pól i pastwisk należących do stadniny (w sumie 1700 ha, z tego prawie 1000 ha pastwisk). Pracuje tu 60 osób (20 lat temu – 250). Roczny zysk netto spółki sięga 1,2 mln zł. Nie zapewniają go jednak słynne konie, ale... krowy.

– Żadna hodowla koni nie zarobi na siebie. Dlatego mamy 250 krów mlecznych, które przynoszą stały dochód – wyjaśnia prezes Trela.

Barbara Mazur niedługo rozpocznie przygotowania do jubileuszowej – 40. Pride of Poland. Najpierw prezesi stadnin wytypują konie do licytacji. Potem przyjedzie Stuart Vesty, amerykański fotografik specjalizujący się w portretach koni arabskich. To on robi zdjęcia do katalogu, który rozsyłany jest do hodowców i klientów.

– Stadnina działa 191 lat i musi zostać stadniną państwową. Tylko dzięki temu zachowamy materiał genetyczny polskich arabów. Prywatne stadniny często przestają istnieć wraz ze śmiercią właścicieli – dodaje Marek Trela.

Pianissima spędzi więc życie na janowskich łąkach. Ale szef Janowa ma dla klientów dobrą wiadomość:– Mamy tu siostrę Pianissimy. I nie wykluczam, że zostanie wystawiona na aukcji.

W Janowie Podlaskim drewniane domki pomalowane na żółto, niebiesko i biało stoją w ogrodach pełnych floksów i georginii wzdłuż biegnącej w dół ulicy prowadzącej do stadniny. Wydaje się, że czas stanął tu w miejscu i jest rok 1817, gdy za zgodą cara Aleksandra I w pobliskiej wiosce Wygoda wśród rozległych łąk nad Bugiem powstała najsłynniejsza polska hodowla koni arabskich.

Potem było dramatycznie. W czasie I wojny światowej carscy urzędnicy wywieźli część janowskich arabów w głąb Rosji. W 1939 r. podobnie zrobili Sowieci. W stajniach zostały cztery konie, kilkanaście uciekło z transportów, wyłapali je masztalerze. W 1944 r. Niemcy wywieźli konie pod Drezno. Przeżyły naloty i kolejną ewakuację pod Kolonię. Do Polski wróciły w 1946 r. na statku.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację