Na razie jesteśmy w oku cyklonu

- Rodzi się nowy ład gospodarczy - mówi Dariusz Filar, członek Rady Polityki Pieniężnej, w rozmowie o kryzysie finansowym i jego wpływie na Polskę

Publikacja: 17.10.2008 03:20

Od lewej Cezary Szymanek z Radia PiN, Dariusz Filar, członek Rady Polityki Pieniężnej i Kuba Kurasz,

Od lewej Cezary Szymanek z Radia PiN, Dariusz Filar, członek Rady Polityki Pieniężnej i Kuba Kurasz, kierownik działu ekonomicznego "Rz"

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Kogo winić za kryzys na rynkach finansowych? Bankierów, nadzór, rządy, inwestorów, prawników?[/b]

[b]Dariusz Filar:[/b] Chciwość, która w warunkach ogromnego rozpędzenia sektora finansowego stłumiła roztropność.

[b]Człowiek nie pozbędzie się chciwości.[/b]

To prawda, ale chciwy bankier powinien być jednocześnie roztropny.

[b]Więc kolejny kryzys przed nami?[/b]

Pytanie, jak silne i bolesne będzie to doświadczenie. Teraz przywódcy świata zachodniego mówią: koniec z wielkimi bonusami, koniec ze złotymi spadochronami dla prezesów.

[b]I to pomoże?[/b]

Nie wiem. Akcjonariusze tak już dostali po kościach, że rady nadzorcze dwa razy się zastanowią, nim pozwolą zarządom na wypłacenie sowitych bonusów.

[b]Czyli na przyszłość płynie taka nauka, że rynek nie jest w stanie sam sobie ze wszystkim poradzić?[/b]

Tak, regulatorzy są potrzebni i oni znikąd się nie wzięli. Myślę, że to będzie przede wszystkim ogromna lekcja dla całej gospodarki światowej. Być może z pewną zmianą struktury rynków finansowych. Ale gdy jesteśmy w oku cyklonu, to wszystkiego jeszcze nie widzimy, to są dopiero różne hipotezy.

[b]Rodzi się nowy ład gospodarczy?[/b]

Tak, w nim wrócą do gry mocne banki depozytowe, które dobrze ten kryzys przetrwały. Zmniejszy się natomiast rola banków inwestycyjnych.

[b]Od miesiąca mamy ostrą jazdę na rynkach kapitałowych. Wszystkiemu winien upadek właśnie banku inwestycyjnego Lehman Brothers?[/b]

Ten bank nie powinien był upaść. Jestem starym liberałem, więc trzymałbym się zasady, że jeżeli rynek doprowadził się do nierównowagi i do sytuacji, w której zaczyna się zacinać w swoim funkcjonowaniu, to niech prywatni właściciele zapłacą za to cenę, niech akcje polecą w dół, niech kryzys wypali się do końca i niech dopiero wtedy gospodarka na nowo ruszy do przodu. To się niestety łatwo mówi w kategoriach teoretycznych, ale system finansowy w ostatnich kilkunastu latach ogromnie się rozrósł i pozwolenie na takie działanie mechanizmów samoregulacyjnych mogłoby być zbyt dużym wstrząsem nie tylko gospodarczym, ale i społecznym.

[b]Czy chowa pan liberalizm do kieszeni?[/b]

Nie chowam do kieszeni, ale adaptuję go do współczesnej sytuacji, która narastała w tempie, którego klasycy liberalizmu piszący przed laty swoje dzieła nie byli w stanie przewidzieć.

[b]Każdego dnia wiele osób pyta: ile ten kryzys jeszcze może trwać?[/b]

Moim zdaniem nastąpiła już kulminacja. Kryzys gospodarki realnej narasta wolno i długo się z niego wychodzi. A kryzys rynków finansowych narasta szybko i jeśli podjęte są zmasowane środki, równie szybko się z niego wychodzi.

[b]Czyli sfera realna gospodarki nie zdąży odczuć kryzysu, nie załapie się?[/b]

Skomasowane działania rządów i banków centralnych były skierowane na to, aby kryzys w jak najmniejszym stopniu przeniósł się na sferę realną. Niestety, już widać po obniżanych prognozach wzrostu, że z pewnym opóźnieniem, ale i ona zapłaci swoją cenę.

[b]W polskiej szafie finansowej jest jakiś trup?[/b]

Moim zdaniem nie ma. I nie chcę być postrzegany jako niepoprawny optymista, ale mam poczucie – bazujące i na danych, i na moich rozmowach z ludźmi finansów i przemysłu – że słowa o dobrym stanie zdrowia polskiego sektora bankowego są prawdziwe. Banki są ustabilizowane, mają dobre bilanse, są po okresie znakomitych wyników.

[b]Ale rynek ma problemy.[/b]

To co się u nas stało, to tylko pojawienie się wzajemnej rezerwy. Prezesi banków przyznają, że boją się tak samo jak wszyscy wokół. To jest więc kwestia psychologii. Nie ma realnych zagrożeń dla sektora jako całości.

[b]Co oprócz trudności z dostępem do kredytu grozi w 2009 r. Polakom? Wzrost bezrobocia?[/b]

Tak, ono wzrośnie. Nie sądzę jednak, aby stopa bezrobocia była znowu dwucyfrowa.

[b]A płace? Będziemy mieli do czynienia z ich dwucyfrowym wzrostem?[/b]

W przyszłym roku wzrost na pewno nie będzie już dwucyfrowy jak teraz. Z dwóch powodów: jeżeli pracownik czuł się silny, bo wiedział, że w każdej chwili może pójść gdzie indziej i pracę dostanie, to wywierał presję na pracodawcę, żeby mu podwyższał płacę. Jeżeli pracodawca widział, że ma dobre perspektywy wzrostu firmy, no to niechętnie, ale tej presji ulegał. Teraz to się zmieni.

[b]Zmniejszy się nasz pęd do konsumpcji?[/b]

Sprzedaż detaliczna rośnie nadal w tempie dwucyfrowym. Ale i tu będziemy mieć do czynienia z wyhamowaniem, co przełoży się na zmniejszenie dynamiki gospodarki.

[b]Rząd zakłada, że wzrost PKB w 2009 r. wyniesie 4,8 proc. Głosy, by ta prognoza została zweryfikowana, są coraz bardziej donośne.[/b]

Budżet jest tak skonstruowany, że wahnięcie poziomu PKB o pół pkt proc. nie zmienia zasadniczo wpływów budżetowych. Musielibyśmy mieć głębsze zmiany w gospodarce. Minister finansów ocenia, że nawet jeśli wzrost spadnie do 3,8 – 4,0 proc., to nie dojdzie do zachwiania planowanych dochodów. I na tym etapie jest to rozsądne. Ale gdybyśmy widzieli, że PKB hamuje mocno, wtedy może być potrzebna korekta. Nie tylko założeń. W najgorszym razie musielibyśmy znowelizować całą ustawę budżetową.

[b]Od jakiego wzrostu PKB zaczyna się ten najgorszy raz?[/b]

Musiałby to być spadek w okolice wyników z lat 2001 – 2002, czyli 1 – 2 proc.

[b]A pana prognoza wzrostu gospodarczego na przyszły rok?[/b]

Między 3,8 a 4,1 proc.

[b]Prezes NBP ocenia, że kryzys na rynkach może spowodować także przesunięcie terminu naszego wejścia do systemu ERM2, czyli przedsionka strefy euro.[/b]

Nie sądzę, aby takie przesunięcie było nieuchronne. Dziś problemem nie jest procedura końcowa przyjęcia euro, tylko wybranie momentu wejścia do systemu ERM2. Ministerstwo Finansów mówi o przełomie I i II kw. 2009 r. i ja się z tym zgadzam, tylko pod jednym warunkiem: do tego czasu rynki finansowe i kursy walut się uspokoją. Wejście do ERM2 zakłada stabilizację kursu na poziomie parytetowym z pewnymi dopuszczalnymi odchyleniami. Kiedy kurs każdego dnia chodzi góra dół po kilka procent, to jest to zadanie niemal niewykonalne i bardzo kosztowne.

[b]Na koniec pierwszego półrocza zapanuje spokój?[/b]

Uspokojenie rynków to perspektywa końca tego roku. Jeżeli dodamy do tego kilkumiesięczny margines bezpieczeństwa, to rządowy harmonogram wejścia do ERM2 jest jak najbardziej zasadny.

[b]Ekonomiści twierdzą, że wejście do strefy euro w 2012 r. jest niemożliwe ze względu na polityczną niechęć do zmiany konstytucji.[/b]

Zgadzam się z tymi opiniami. Dobrze by było, żeby przed wejściem do ERM2 były rozwiązane wszystkie kwestie polityczno-prawne.

[b]Wobec tego, jeżeli nie będzie politycznej zgody co do tego, by załatwić sprawy legislacyjne, to powinniśmy wejście do strefy euro odłożyć?[/b]

Tak, ja przynajmniej bardzo bym się wahał. Jest bowiem duże ryzyko, że wtedy – bez zmian w konstytucji, a już przy naszej obecności w systemie ERM2 – z dużą częstotliwością będzie wybuchał spór polityczny dotyczący zasadności przyjęcia euro. To będzie wpływało na kurs walutowy i ustabilizowanie kursu stanie się zadaniem niewykonalnym. A wtedy nie będziemy spełniali kryteriów.

[b]Jak się czuje jastrząb w dobie kryzysu i spowolnienia? Jest pan nadal za podwyżką stóp procentowych?[/b]

Nie, już nie. Przechodzę do obozu opowiadającego się za stabilizacją stopy na pewien okres.

[b]Jastrząb ze spiłowanymi szponami?[/b]

Nie. Jastrząb, który patrzy na to, co się dzieje. Niezależnie od tego, jak widzimy przyszłą inflację, jesteśmy w okresie poważnego rozchwiania rynków. W takiej sytuacji powiedzenie, że wchodzimy w fazę, w której stopy nie będą przez jakiś czas zmieniane, jest czynnikiem stabilizującym. Kiedy banki centralne krajów zachodnich obniżały stopy procentowe, nie zrobił tego nikt w Europie Środkowo-Wschodniej. Stało się tak z prostej przyczyny – z troski o kurs walutowy. Wydaje się także, iż jest to moment, w którym odpowiednio wysokie stopy powinny pomóc bankom w oferowaniu atrakcyjnych lokat oszczędnościowych.

[b]To może w RPP nie ma już jastrzębi?[/b]

W Radzie zaczyna się kształtować ciekawy konsensus w celu stabilizacji stóp. Rzadko był taki jednolity front.

[b]Do końca roku więc stabilizacja, czyli stopy bez zmian?[/b]

Tak. Do końca roku liczę na stabilizację na rynkach finansowych. W styczniu 2009 r. mamy nową projekcję inflacji. Na początku roku mamy też przeszacowanie koszyka inflacyjnego.

[b]A obniżka wiosną przyszłego roku?[/b]

Nie wykluczałbym tego. Styczeń będzie dobrym momentem do oceny przyszłości, bo będziemy znali nową projekcję NBP.

W marcu, kwietniu będzie nowy koszyk inflacyjny i tym samym możliwość lepszej oceny ukształtowanego poziomu inflacji.

[ramka][b]Fragmenty rozmowy dziś w Radiu PIN[/b][/ramka]

[b]Rz: Kogo winić za kryzys na rynkach finansowych? Bankierów, nadzór, rządy, inwestorów, prawników?[/b]

[b]Dariusz Filar:[/b] Chciwość, która w warunkach ogromnego rozpędzenia sektora finansowego stłumiła roztropność.

Pozostało 98% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację