Znaczenie, które jeszcze do niedawna było codziennością jedynie dla dosyć wąskiego grona ekonomistów, bankowców i oczywiście przedsiębiorców – wkroczyło w życie polityczne, towarzyskie i prywatne Polaków z wielkim hukiem. Opcje mają moc sprawczą, której jeszcze przed kilkoma miesiącami lub laty nikt by im nie przypisywał. A przecież ten instrument pochodny nie jest żadną nowością na rynkach walutowych, handluje się nim od kilkuset lat. Pierwszy według źródeł był Tales, który negocjował cenę prawa używania tłoczni do oliwek na wiele miesięcy przed faktycznym popytem na nie na rynku.

Powodem powstałego kryzysu nie są ani same instrumenty, ani „złe intencje” banków, ale jedynie szybkość, z jaką deprecjonował się złoty. Opcje były wykorzystywane również szeroko w przeszłości, ale zmiany kursów walut zachodziły znacznie wolniej i nie miały tak zasadniczego wpływu na negatywne lub pozytywne wyceny dla klientów. Silny złoty w przeszłości być może skłaniał wielu menedżerów i właścicieli firm do spekulacji i oczekiwania osiągnięcia łatwych zysków. Ale ryzyko związane ze zmianą kursu walutowego spełniło się w skali, której rynek nie przewidział, i przyniosło negatywne skutki nie tylko przedsiębiorstwom, lecz również bankom.

Nikt nie podnosi kwestii przedsiębiorstw i instytucji, które zabezpieczając się przed osłabieniem się złotego, osiągają dziś nadzwyczajne zyski w swojej działalności. Pomysł unieważnienia umów traktowany serio miałby oznaczać, że każda transakcja przynosząca straty klientom na skutek zmian rynkowych, walut, stóp procentowych, surowców zhandlowanych na giełdach itp. musiałaby podlegać rozwiązaniu z mocy prawa – a to kompletny absurd. Zakładam, że banki, działając zgodnie z dobrą praktyką, zawierają umowy opcyjne zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa i zgodnie z życzeniami klienta. Pomysł nieważności umów opcyjnych przeczy obowiązującej w Polsce konstytucyjnej zasadzie równości własności i zasadzie dotrzymywania zobowiązań.

W okresie kryzysu rządy często współpracują z bankami i przedsiębiorstwami w rozwiązaniu sytuacji kryzysowych wynikających z gwałtownego osłabienia się waluty kraju. W Azji Południowo-Wschodniej rozwiązania te polegały nie na podważaniu zawartych umów, ale na kompromisie, w którym część ryzyka przejmowało na siebie państwo poprzez gwarancje, a pozostała część była dzielona między banki i firmy – to jest oczywiście tylko jedna z możliwości do rozwiązania kwestii opcji, ważne, aby uwzględniane były interesy wszystkich podmiotów umowy.