Choć nie wiadomo, co według ministra oznacza „znacząca umowa”, można śmiało podejrzewać, że ministerstwo czeka kataklizm. Jednoosobowych spółek Skarbu Państwa jest mniej niż 500. Przyjmując, że każda z nich ma pięć spółek zależnych – i wszystkie zawierają dwie znaczące umowy w miesiącu – pod koniec przyszłego tygodnia do gmachu resortu trafi ok. 135 tys. tysięcy dokumentów. CBA i ABW narobią się po łokcie.

Jest rozwiązanie dużo prostsze. Spóźnione – bo lepiej było to zrobić przed wyborami – ale jeszcze realne. Zamiast angażować w papierową batalię resortowych urzędników, którzy akurat w tym roku mają setki dużo ważniejszych zadań, taniej byłoby zaprosić na szczere rozmowy 266 parlamentarzystów Platformy Obywatelskiej i kilkunastu ważniejszych urzędników rządowych rekomendowanych przez tę partię. I zapytać, jakie to interesy prowadzą, na czyj rachunek i czy akurat państwowe spółki nie tracą na tych interesach najbardziej. Przy dobrej organizacji pracy wystarczyłby do tego jeden duży funkcjonariusz ABW i drugi, mniejszy, z CBA – najlepiej Mariusz Kamiński.

Skuteczność obu rozwiązań byłaby pewnie porównywalna. Niestety, mam wrażenie, że nie o skuteczność tu chodzi. Chodzi o zrobienie wrażenia, że rząd jest gotów uczynić wszystko, by tępić nepotyzm i śliskie interesy. Wszystko? OK! Ale dlaczego niemądrze?

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/03/21/krzysztof-szwalek-minister-skarbu-kolekcjoner-umow/]Skomentuj[/link][/ramka]