Trzeba podziwiać premiera Tuska, że w końcu powiedział prawdę. Zapowiedź nowelizacji budżetu dla przeciętnego Polaka oznacza bowiem, że część albo wszystkie obietnice wyborcze nie mogą być dotrzymane i że nie zostaną zrealizowane wszystkie inwestycje rządowe. Pojawia się groźba podniesienia podatków (choć premier wyklucza takie rozwiązanie).

Wypowiedź premiera na miesiąc przed wyborami do europarlamentu otwiera oficjalną dyskusję o tym, komu zabrać i ile. Dla każdej rządzącej partii to poważne wyzwanie i tym większe uznanie dla premiera.

Pytanie, jakie są skutki tak długiego nieprzyznawania się do posiadania nierealistycznego budżetu. Korzyści państwu to nie przyniosło żadnych. Ponieważ nie udało się ocenzurować ekonomistów, więc zarówno opozycja jak i wyborcy wiedzieli, co się święci. Ludzie wstrzymywali się z zakupami i spowolnienie gospodarcze z każdym miesiącem się pogłębiało. Natomiast negatywnym efektem takiej polityki jest spadek zaufania do polityki gospodarczej rządu ze strony obywateli, którzy tracą pracę, a jednocześnie słyszą, że wszystko idzie dobrze. Jeszcze gorzej, że tracimy wiarygodność w Brukseli.