Otwarty, rozmowny, zawsze gruntownie przygotowany do spotkania. – Ciągle podkreśla, jakie znaczenie ma dla niego praca w grupie – mówi jeden ze współpracowników.
Rossmann w momencie wejścia do Polski miał pewne problemy, pomógł dopiero rodzimy menedżer. A Marek Maruszak nawet nie spodziewał się, że kiedyś będzie kierował firmą. Zanim trafił do Rossmanna, zdobywał doświadczenie w wielu różnych branżach. Dzisiaj ma 49 lat, jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Od 1985 roku pracował w przedsiębiorstwie handlu zagranicznego Coopexim, przez kilka lat był szefem działu importu i rynku wewnętrznego. W latach 1991 – 1997 był dyrektorem zarządzającym i handlowym w General Biscuits Polska francuskiej grupy Danone, a bezpośrednio przed przyjściem do Rossmanna przez pół roku dyrektorem handlowym w TTW Dom i Ogród.
W połowie lat 90. do Polski wchodził też Rossmann, niemiecka sieć znana już w niemal 40 krajach. Przez trzy lata otworzył 20 sklepów w największych miastach. Klienci walili drzwiami i oknami – duży wybór, niskie ceny wystarczyły. W 1997 r. niemieccy menedżerowie otworzyli kolejnych 25 sklepów, ale to się już właścicielowi nie spodobało, koszty były zbyt wysokie. Dirk Rossmann myślał nawet o wycofaniu się z nowych rynków, ale zdobył kapitał, sprzedając 50 proc. udziałów firmie A.S. Watson Group. Wtedy też zrezygnował z niemieckich prezesów i zatrudnił Marka Maruszaka.
Jego pomysł był prosty – agresywne promocje, ceny niższe nawet niż w hipermarketach. Nic dziwnego, że konkurencji zbytnio się to nie podobało. – Miał do tego prawo, ale popsuł też rynek, bo wszyscy oczekiwali dalszego obniżania cen – mówi prezes jednej z dużych sieci handlowych. Jego zdaniem to ekspansja Rossmana spowodowała istny pogrom na rynku drogerii, których liczba systematycznie spadała.