Posłużę się metaforą. Jeśli jedziemy samochodem prosto na ścianę, za którą w jakiejś odległości stoi kolejna ściana, to trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, czy przesunięcie pierwszej przeszkody rzeczywiście zmieni naszą sytuację. Jeśli więc rządzący chcieliby znieść barierę 55 proc., to powinni przedstawić konkretne sposoby, które pozwolą Polsce wypełnić chociaż kryteria z Maastricht. I to powinien być plan minimum. Naszym celem powinien być jednak budżet zrównoważony, w którym ewentualne wyższe wydatki byłyby wyłącznie wydatkami na inwestycje i rozwój. Niestety w obecnym stanie finansów państwa wiele kosztów po prostu bezproduktywnie przecieka między palcami, co obciąża przyszłe pokolenia.
[b]To znaczy, że tymczasowe zawieszenie tego progu byłoby dopuszczalne?[/b]
Może się zdarzyć, bo w każdej gospodarce są takie sytuacje, kiedy deficyt zostaje przekroczony. Musimy jednak jednocześnie przyjąć wiarygodny i rzetelny plan, który pozwoli nam rozwiązać problem długu. Wówczas zawieszenie progu mogłoby być dobrze skomunikowane z rynkami, co pozwoliłoby bezpiecznie pokonać trudności.
Jeśli jednak przesunięcie progu ma być tylko jednym z doraźnych działań, to jest to działanie niekorzystne dla gospodarki. Bo jest to wówczas tylko odkładanie problemu w czasie. Oczywiście są kraje europejskie, które mają znacznie wyższy deficyt, dochodzący czasem nawet do 100 procent. Takie przykłady nie powinny nas jednak uspokajać.
[b]Nie obawia się pan, że po zawieszeniu tego progu inwestorzy znów zaczną prognozować, iż za euro zapłacimy 5 złotych?[/b]
Jeśli warunek, o którym powiedziałem, zostałby spełniony, to jestem przekonany, że inwestorzy normalnie przyjęliby taką sytuację. Jeżeli nie, musielibyśmy się liczyć z konsekwencjami takiej decyzji. Wierzę jednak, że politycy zachowają się w sposób odpowiedzialny.