Marek Belka - rozmowa

Wzrost PKB w tym roku na poziomie 3,5 proc. jest bardzo prawdopodobny – twierdzi szef banku centralnego w rozmowie z Elżbietą Glapiak i Pawłem Jabłońskim

Publikacja: 13.09.2010 03:02

Marek Belka - rozmowa

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki Roman Bosiacki

[b]Rz: Ekonomiści uważają, że w obecnym czasie powolnego wychodzenia z kryzysu każdy ruch stóp procentowych większy niż o 0,25 pkt proc. może spowolnić wzrost gospodarczy. Czy pan podziela ten pogląd?[/b]

Nie sądzę, aby można było w pełni się zgodzić z takim poglądem. Być może większe znaczenie ma przewidywana ścieżka stóp procentowych. Albo to, co zresztą ma miejsce w przypadku największych banków centralnych świata, że formułowana jest obietnica utrzymywania krótkoterminowych stóp procentowych na rekordowo niskim poziomie. Co więcej – zapowiedział to ostatnio szef Zarządu Rezerwy Federalnej Ben Barnanke – banki mogą dążyć do obniżenia stóp długoterminowych. Ja nie podzielam poglądu, że ruch stóp o 0,25 pkt proc. nie podziała, a o 0,50 pkt proc. podziała. To nie są stwierdzenia głębiej uzasadnione.

[b]To ma szczególne znaczenie dla Polski, ponieważ dynamika wzrostu gospodarczego jest jednym z czynników, które mogą nas uchronić przed przekroczeniem progu 55 proc. długu w relacji do PKB. Czy w 2011 roku uda nam się uniknąć przekroczenia tego progu, co niesie ze sobą konsekwencje także jeśli chodzi o kolejną podwyżkę VAT?[/b]

O to należałoby zapytać ministra finansów, choć w istocie nawet on tego nie wie, ponieważ sytuacja w finansach publicznych jest tylko do pewnego stopnia pod kontrolą krótkoterminową Ministerstwa Finansów. Finanse samorządów rozwijają się według innej logiki – tu możemy zanotować wyższy deficyt i wtedy sytuacja się skomplikuje. Pamiętajmy jednak, że tych czynników jest bardzo wiele – udana prywatyzacja, zmniejszenie potrzeb pożyczkowych za pomocą lepszego gospodarowania płynnością, wreszcie perspektywy kształtowania się kursu walutowego. Jeżeli złoty się umacnia, to niebezpieczeństwo przekroczenia progu na poziomie 55 proc. długu w relacji do PKB się zmniejsza.

[b]To scenariusz optymistyczny, ale w negatywnym jednym z pomysłów na obronę przed przekroczeniem progu jest zmiana metody liczenia długu.[/b]

Zmiana sposobu liczenia długu nie zmienia nic w sensie ekonomicznym. Jeżeli jednak celem ministra finansów jest uniknięcie gilotyny budżetowej w postaci kolejnych progów, wtedy inne liczenie długu ma sens. Uważam, że z punktu widzenia ekonomicznego propozycja ministra Jacka Rostowskiego jest słuszna. W istocie nasza sytuacja w finansach publicznych jest lepsza, niż to wynika z tych podstawowych, oficjalnych liczb. Raczej zwracałbym uwagę na wielkość potrzeb pożyczkowych państwa – to jest w rzeczywistości wskaźnik napięć budżetowych, napięć finansowych w państwie.

[b]Czy jes szansa je obniżyć, nie tylko z uwagi na udane prywatyzacje?[/b]

Są one funkcją wielkości deficytu, wielkości długu oraz przeciętnej zapadalności instrumentów dłużnych. W Polsce wynosi ona 4,2 roku, czyli – krótko mówiąc – co cztery lata musimy rolować całość długu. Sytuacja nie jest jednak najgorsza, choćby dlatego, że 80 proc. naszych potrzeb pożyczkowych zaspokajamy w kraju. To nas pozytywnie odróżnia od krajów, które są w tarapatach – na przykład Hiszpanii, która 50 proc. pożyczek zaciąga za granicą.

[b]Nasz obraz w oczach inwestorów zagranicznych może się pogorszyć, jeśli się okaże, że jako jedyny kraj nie obniżyliśmy w tym roku deficytu finansów publicznych. Zdaniem niektórych jego poziom nawet wzrośnie – z 7,1 do 7,4 proc.[/b]

[wyimek]Gdy złoty się umacnia, to niebezpieczeństwo przekroczenia progu 55 proc. długu w relacji do PKB się zmniejsza[/wyimek]

Osobiście nie traktowałbym poważnie tych wszystkich prognoz. Niektórzy kochają się wyróżniać i podawać alarmującą prognozę, która spowoduje, że zostaną zauważeni. Prawdą jest jednak, że utrzymywanie w dłuższym okresie deficytu na wysokim poziomie jest niebezpieczne. Dlatego staram się napominać rząd, że obecna sytuacja jest niesatysfakcjonująca i utrzymywanie jej w dłuższym czasie może być niebezpieczna

[b]Czy rząd słucha tych upomnień?[/b]

Oczywiście nie jest rolą NBP upominanie czy dyscyplinowanie, choć niektórzy z moich poprzedników tak to rozumieli. Faktem jest jednak, że kiedy pojawiły się pierwsze plany finansowe z deficytem budżetowym na przyszły rok na poziomie 45 mld zł, sugerowałem wtedy, aby rząd obniżył ten poziom. Tak się stało, choć nie chcę przez to powiedzieć, że to moja zasługa. Jest to jednak wyraz przekonania, że w tym kierunku trzeba iść.

[b]Na ile bank centralny ocenia wpływ podwyżki VAT na inflację?[/b]

Nie przesadzałbym z wpływem tej podwyżki na poziom cen. Jesteśmy zobowiązani do utrzymywania poziomu inflacji zbliżonego do celu inflacyjnego w horyzoncie czterech – sześciu kwartałów. Jeśli zobaczymy niebezpieczeństwo trwałego odchylenia się poziomu inflacji od celu, wtedy będziemy reagować. Na razie analitycy nas uspokajają, że nic złego się nie dzieje.

[b]Jaki może być tegoroczny zysk NBP, na jaką wpłatę będzie mógł liczyć budżet państwa?[/b]

Tego nigdy do końca nie można określić, ponieważ zysk jest uzależniony od kursu złotego, który jest bardzo wahliwy. Do budżetu wpisano sumę 1,8 mld zł i ja nie jestem tym zaniepokojony.

[b]A ile będziemy płacić za euro pod koniec roku?[/b]

Przyzwyczailiśmy się od początku transformacji, że złoty się umacnia. Ostatni kryzys zakłócił ten proces – mamy raczej do czynienia z bardzo dużymi skokami zarówno w skali całego świata, jak i Polski – zarówno między euro i dolarem, jak i złotym a euro. W tej sytuacji trudno jest prognozować. Z przerażeniem i podziwem patrzę na tych, którzy próbują to robić. To bohaterstwo graniczące z nieodpowiedzialnością.

[b]Tym, co potrafimy przewidzieć, już dziś, pewnie z dużym prawdopodobieństwem, jest deficyt finansów publicznych. Czy bank ma już swoje szacunki?[/b]

Mogę powiedzieć, ile wyniesie deficyt budżetowy. W ostatnich latach nauczyliśmy się jednak, że deficyt sektora samorządowego jest całkowicie nieprzewidywalny. Przez długie lata ostateczny wynik był bardziej pozytywny od założeń, naraz w 2009 roku okazał się dużo wyższy i w tym roku może być podobnie. Samorządy nauczyły się wydawać pieniądze unijne i to jest wspaniała rzecz, bo stanowi motor wzrostu, ale komplikuje sytuację w budżecie. Co więcej, mają jeszcze pewną swobodę w dalszym zadłużaniu się. Dopiero w 2013 i 2014 roku, kiedy zaczniemy dostawać pełne zwroty wydatków z Brukseli, sytuacja się zmieni.

[b]Może warto pomyśleć o dodatkowych wędzidłach dla samorządów?[/b]

Nie sądzę, aby było to możliwe – samorządy to potężne lobby, a pieniądze z Unii to wspaniała rzecz, która nam się przytrafiła. Dzięki temu możemy obserwować, jak na naszych oczach zmienia się kraj. Dodatkowe wędzidła oznaczałyby zmianę ustawy o finansach publicznych. Nie potrafię sobie wyobrazić dyskusji na ten temat w tej chwili. Liderzy samorządowi raczej zażądają poluźnienia, argumentując, że jest to dobre dla rozwoju, prokonsumpcyjne i proinwestycyjne.

[b]Czyli nie hamując wydatków samorządów, mamy szanse na szybszy wzrost gospodarczy?[/b]

Osobiście jestem nastawiony bardziej optymistycznie niż większość analityków. Wzrost PKB rzędu 3,5 proc. w tym roku wydaje się bardzo prawdopodobny. W pierwszym kwartale było 3 proc., w drugim 3,5 proc. Co stoi na przeszkodzie, aby w całym roku było 3,5, a może nawet 4 proc.? Pamiętajmy, że dotąd osiągaliśmy bardzo dobre wyniki bez wkładu inwestycji prywatnych i nie ma powodu sądzić, że te inwestycje w którymś momencie nie ruszą. A jeżeli tak, to nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy osiągnąć poziomu 4 proc.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
Opinie Ekonomiczne
Agata Rozszczypała: O ile więcej od kobiet zarabiają mężczyźni
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Nie tylko meble. Polska gospodarka wpada w pułapkę
Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem