Tyle tylko, że dokonując takiego porównania, odnosimy się do tego, co już było, a więc tego, co zostało już dawno przez rynki wycenione. Podejmując decyzję o zakupie akcji, nabywca chciałby natomiast choć w przybliżeniu wiedzieć co dalej. Przynajmniej część odpowiedzi na to pytanie można znaleźć w prospekcie. Nie ma tam jednak ani słowa o prognozach wyników finansowych. Choć to praktyka dość często stosowana przez spółki udające się na giełdę, to jednak od kogo jak od kogo, ale od samej giełdy można by wymagać trochę wyższych standardów w tym względzie.
Na rynkach wciąż utrzymuje się dobra koniunktura, na giełdę wybierają się kolejne spółki. Ekspansję na polski parkiet szykują firmy zagraniczne. Czy włodarze GPW na podstawie tych danych nie mogli pokusić się o liczbowy zarys tego, jak wpłynie to na przyszłe wyniki? Chociażby w skali tylko tego roku.
Z pewnością ułatwiłoby to podjęcie decyzji tzw. akcjonariatowi obywatelskiemu, o który tak zabiega nie tylko giełda, ale także jej właściciel, czyli minister Skarbu Państwa. Oczywiście takie informacje można znaleźć np. w raportach analitycznych biur maklerskich. Tyle tylko, że rozstrzał opinii na temat wyceny giełdy jest w nich tak duży, że niejednego drobnego inwestora może przyprawić o zawrót głowy. Dysproporcje w wycenie sięgają bowiem 40 proc.