Małym pocieszeniem w tej sytuacji jest to, że nie należymy też do państw, które nadmiernie obciążają przedsiębiorców. Tym bardziej że mimo od lat powtarzanych sloganów o likwidacji barier w prowadzeniu biznesu wiele w tym kierunku się nie wydarzyło. Organizacje pracodawców do znudzenia powtarzają, co i jak trzeba zrobić, prezentują czarne listy spraw do załatwienia. Ale politycy bardziej troszczą się o to, by w kasie państwa nie zabrakło pieniędzy niż o zapalenie zielonego światła dla biznesu.
Nie oznacza to oczywiście, że rząd zupełnie nic nie robi, by wesprzeć biznes. Wicepremier Waldemar Pawlak, zwłaszcza teraz przed wyborami, chętnie chwali się przygotowywanymi ustawami deregulacyjnymi. Zapomina jednak, że w tym samym momencie minister finansów szykuje nowe przepisy wprowadzające np. opłaty za kopiowanie utworów, którą przedsiębiorcy będą musieli uiścić, kupując ksero czy drukarkę. Dodatkowych wpływów poszukuje Bruksela, rozmyślając nad wprowadzeniem podatku od transakcji finansowych czy działalności instytucji finansowych. Niezależnie od tego, którą wersję wybierze, to także wpłynie na wzrost obciążeń dla przedsiębiorców w Polsce.
W tej sytuacji przytaczanie badań, z których wynika, że im mniejsze obciążenia, tym większy strumień pieniędzy płynie do kasy państwa, bo firmom nie opłaca się kombinować i pozostawać w szarej strefie, wydaje się czystą abstrakcją.