Tak przynajmniej twierdzi „New York Times" i sugeruje, że kolejnym krajem, który może odczuć ich ryzykowną grę, będą Węgry.
Od roku staram się obserwować to, co dzieje się na Węgrzech. Po pierwsze dlatego, że niektóre pomysły rządu Viktora Orbana po jakimś czasie zaczynają być rozważane – w czystej albo zmodyfikowanej formie – przez polskich polityków. Po drugie dlatego, że ten kraj jest na tyle blisko nas, że wszelkie zawirowania na tamtejszym rynku mogą natychmiast odbić się czy to na naszej giełdzie, czy to na rynku papierów dłużnych, czy wreszcie na rynku walutowym. Po trzecie, bo Węgry są jednym z pierwszych państw objętych pomocą międzynarodową w następstwie kryzysu z 2008 r.
W oczach ekonomistów Węgry są kolejnym krajem, którego ocena wiarygodności kredytowej zostanie obniżona. Tak przynajmniej wynika z ankiety przeprowadzonej przez węgierski portal finansowy Portfolio.hu. Gama powodów do obniżki ratingu (dziś jest na poziomie Baa3 (Moody's) i BBB- (Standard & Poor's oraz Fitch) jest olbrzymia.
Gdy popatrzymy na poziom CDS, czyli instrumentów finansowych będących ubezpieczeniem od ryzyka bankructwa kraju, to w przypadku Węgier przekroczył on 500 pkt bazowych, a prawdopodobieństwo bankructwa szacowane jest na 31 proc. Węgry jako jedyny kraj Europy Środkowej i Wschodniej znalazły się w pierwszej dziesiątce sporządzanej co kwartał przez CMA Datavision – listy krajów o największym ryzyku bankructwa. Listę z raportu CMA otwiera – co pewnie nikogo nie dziwi – Grecja (prawdopodobieństwo bankructwa blisko 91 proc.), druga jest Portugalia (61,3 proc.). Spośród państw europejskich w pierwszej dziesiątce są jeszcze Ukraina (szósta, 46,9 proc.), Irlandia (siódma, 42,6 proc.) i Włochy (ósme, 33,3 proc.). Polska z prawdopodobieństwem bankructwa na poziomie 18,1 proc. jest w środku stawki. Węgry są dziewiąte.