Tak, jakby tego podatku co najmniej nie było, albo jakby Donald Tusk zapowiedział wprost, że wzrośnie stukrotnie.
Otóż podatek od wydobycia surowca zwany opłatą eksploatacyjną płaci każda kopalnia, każdego surowca, jako iż złoża czy to miedzi, czy srebra, czy węgla są zgodnie z naszym prawem własnością państwa, a firmy takie jak KGHM, Bogdanka, czy Jastrzębska Spółka Węglowa są jedynie wykonawcą koncesji na danym złożu. A że surowiec sprzedają, to i za wydobycie płacą właścicielowi, czyli państwu.
Akcjonariusze górniczych spółek protestowaliby przecież, gdyby ktoś powiedział im, że nie mogą pobierać dywidendy z ich zysku. No bo niby czemu nie? Zastanawiam się czy 3,1 zł opłaty eksploatacyjnej za tonę wydobytej miedzi, która kosztuje wciąż ponad 7 tys. dolarów to majątek? Nie. A nie wiemy, jak bardzo opłata zostanie podniesiona, więc giełdowa panika trochę mnie dziwi. Podobnie, a nawet bardziej, jeśli chodzi o kilkuprocentowe spadki kursu akcji Bogdanki czy Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Zwłaszcza, że w expose premier powiedział o miedzi i srebrze „oraz innych kopalinach".
Dopiero później minister finansów przyznał, że węgiel też będzie brany pod uwagę. Tyle, że tam opłata eksploatacyjna jest jeszcze niższa niż w przypadku miedzi – 2,13 zł na tonę surowca. To w skali roku dla całej branży węglowej, której łączne roczne przychody wynoszą dobrze ponad 20 mld zł, ok. 160 mln zł. Fakt, że kopalnie w Polsce są jednym z najbardziej opodatkowanych biznesów (oprócz takich podatków, jak inni przedsiębiorcy, płacą właśnie za eksploatację, szkody górnicze etc.), ale czy kupujący ich akcje dotychczas o tym nie wiedzieli? W myśl zasady „nim zrobisz, pomyśl" zamiast podcinać gałąź na której się siedzi może warto poczekać na szczegóły? Bo jeśli rzeczywiście wzrost opłaty będzie np. dziesięciokrotny, to i KGHM, i spółki węglowe dotkliwie to odczują. Ale przy podwyżce o 1 zł za tonę może nie rozdzierajmy szat?