Bardzo rozbawiał mnie w niedzielny poranek dyskusja polityków o tym, czy Polska powinna czy nie powinna pożyczać 6 mld euro Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu.
Z ust przedstawicieli największych partii usłyszeć mogliśmy np. że polski emeryt, którego najniższa emerytura wynosi 700 zł absolutnie nie może łożyć na emeryta greckiego, którego najniższe świadczenie to ok. 2 tys. euro.
Albo że śp. Andrzej Lepper miał rację, gdy nawoływał do rozwiązania rezerw walutowych naszego banku centralnego i zasilenia w ten sposób budżetu.
Wszystko to było rozbrajające, a może raczej zasmucające. Zasmucające, bo pytanie czy Polska powinna pożyczać MFW tak ogromne pieniądze na ratowanie strefy euro jest naprawdę ważne. Fundusze miałyby pochodzić z rezerw Narodowego Banku Polskiego, NBP miałby wykazywać gotowość do udzielenie pożyczki przez trzy lata. Jak to więc wpłynie na jedną z podstawowych działań naszego banku centralnego – gwarantowania pełnej wymienialności złotego? Czy w takiej sytuacji NBP będzie mógł w jakikolwiek sposób obronić się przez ewentualnym atakiem spekulacyjnym na naszą walutę? Ile można na tym zarobić lub stracić?
Czy Polska, jako jeden z najbiedniejszych krajów UE, powinna w ogóle angażować się w takie operacje? Jakie jest prawdopodobieństwo, że MFW nie będzie w stanie spłacić pożyczki, albo że nic to strefie euro nie pomoże?