Banki pod kontrolą

Na obecnym etapie nie powinno być kolejnych instytucji, które będą przeprowadzać restrukturyzację zatrudnienia na dużą skalę – mówi Wojciech Kwaśniak, zastępca przewodniczącego KNF

Publikacja: 17.06.2012 15:34

Banki pod kontrolą

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys SS Seweryn Sołtys

Pojawiła się informacja, że zagraniczne banki wycofały z polski 15 mld zł. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z wypływem finansowania za granicę?

Trzeba zacząć od tego, że w pierwszej połowie ubiegłego roku nie banki, ale kilka oddziałów instytucji kredytowych działających w Polsce, a pamiętajmy, że w takiej formie działa 20 oddziałów z 2,2 proc. udziałem w rynku, ściągnęły do Polski znaczne środki aby zainwestować w  nasze papiery skarbowe, a w drugiej połowie roku te papiery sprzedały. Te transakcje stanowiły blisko 70 proc. zmiany salda czyli około 10 mld zł, a pozostałe  30 proc. dotyczy dwóch banków, które na skutek naszych działań przestały udzielać kredytów walutowych i  straciły potrzebę  pozyskiwania środków na finansowanie akcji kredytowej w walutach obcych. W przypadku każdego z tych dwóch banków była ta kwota zbliżona do 3 mld zł. W efekcie w ujęciu realnym, tj. po wyeliminowaniu wpływu zmian kursów walutowych, w stosunku do końca 2010 r. wartość depozytów i kredytów od nierezydentów była wyższa o około 1 proc.

Z kolei po czterech miesiącach bieżącego roku realna zmiana salda wyniosła minus 5,9 mld zł czyli 3,5 proc. łącznej kwoty zewnętrznego finansowania, z którego korzystają w sumie  32 banki. Ujemne saldo dotyczy 12 banków, z czego 6 istotnych dla systemu. Jest ono związane przede wszystkim ze zmniejszeniem potrzeb na finansowanie portfela kredytów walutowych, strategii inwestycyjnych realizowanych na rynku pieniężnym oraz procesów zastępowania krótkoterminowego finansowania z grup finansowych długoterminowymi środkami pochodzącymi z rynku. Dodatkowo postępująca spłata kredytów walutowych zmniejsza zapotrzebowanie na finansowanie starych portfeli walutowych. Tylko w przypadku portfela kredytów we frankach zapotrzebowanie na jego finansowanie w ciągu ostatnich 12 miesięcy obniżyło się o około 2 mld CHF.

Czyli to nie jest tak, że nagle zagraniczni akcjonariusze wycofali się z udzielania linii kredytowych na finansowanie portfela kredytów walutowych?

Nie dzieje się nic nadzwyczajnego, co nie byłoby przez nas monitorowane. Obecnie nie ma ekspansji nowych kredytów walutowych, a potrzebne  finansowanie starego portfela jest utrzymywane. Jako nadzór działamy nie tylko na rzecz jego utrzymania, ale również zamiany krótkoterminowego finansowania na długoterminowe oraz dywersyfikowania źródeł finansowania przez banki.

Niektóre banki w poprzednich latach  zbudowały sobie  „niestandardowa strukturę bilansu" . Gdy wróciłem do nadzoru zintensyfikowałem działania mające na celu przywrócenie w rozsądnym terminie zdrowych relacji bilansowych w niektórych bankach prowadzących do zmniejszenia stopnia ich uzależnienia od finansowania przez  podmioty dominujące na rzecz rynkowych instrumentów długoterminowych. Oznacza to, że stary portfel kredytowy udzielony przez banki w przeszłości w oparciu    o model biznesowy narzucony przez grupy powinien nadal być przez nie finansowany  maksymalnie długimi środkami. Zaś nowa działalność powinna opierać się na zróżnicowanych źródłach finansowania. Zdrowe zasady zakładają, że banki korzystają ze zdywersyfikowanych źródeł i w głównej mierze finansują się samodzielnie. Oczywiście nie chcemy aby ten proces następował gwałtownie, bo to mogłoby spowodować zaburzenia w ich funkcjonowaniu  i wojnę cenową na rynku.

Czy banki i inwestorzy zagraniczni biorą pod uwagę te zasady ?

Tak, ale przecież jest to naturalne. Międzynarodowe grupy finansowe zarabiają w Polsce, a efektywność należących do nich polskich podmiotów jest wielokrotnie wyższa niż na innych rynkach,  w tym macierzystych. Widać to zwłaszcza w przypadku banków giełdowych, bo w niektórych przypadkach ich polska spółka  jest warta  więcej niż cała grupa, a i efektywność polskich banków jest znacznie wyższa. Przecież  to są rozsądni ludzie i nie będą działać przeciwko sobie i swoim spółkom. Nie zmienia to faktu, że po pierwsze monitorujemy limity i ich  zmiany jeśli chodzi o finansowanie pozyskiwane na rynkach międzynarodowych, w tym w ramach tej samej grupy. Zbieramy szczegółowe informacje o przepływach wewnątrzgrupowych od wszystkich banków w ujęciu miesięcznym, a od  wielu  także w ujęciu dziennym. To nam daje możliwość kontrolowania tego zjawiska, a w odniesieniu do niektórych banków, w których zanotowano ujemne saldo 2 czy 3 mld zł,  nie mające pokrycia w planie finansowym wymagamy dodatkowych informacji i podania powodów takich działań.

Te instytucje, które prowadziły w przeszłości, np. w obszarze  kredytów walutowych zbyt ryzykowną strategię, muszą się dodatkowo zabezpieczyć, także poprzez wyższe wskaźniki kapitałowe. Właściciele mają prawo do zysku, ale ponoszą także konsekwencje jeśli trzeba wzmocnić instytucję albo  pokryć stratę jeśli taka występuje.

Cztery banki ogłosiło ostatnio zmianę strategii, które wywołają też znaczne ograniczenie zatrudnienia.

Wszystkie te banki zanim ogłosiły plany, wcześniej uzgodniły je z nadzorem. Warto podkreślić, że wszystkie banki w tej grupie prowadziły wcześniej ekspansję na rynku kredytów walutowych, które powinny być produktem niszowym. Jeśli ktoś chciał przekonywać, że dla niego nisza to  60-80 proc. proc. całej  sprzedaży, już dziś wie jaki może być poziom dochodów klienta, któremu taki produkt może być oferowany, tak aby nie powodować zagrożenia dla bezpieczeństwa depozytów złożonych w banku oraz ryzyka systemowego całego rynku. Żaden bank, nawet taki który jest częścią międzynarodowej grupy , jeśli działa na naszym rynku, przyjmuje depozyty i jest elementem polskiego systemu bankowego, żadnej taryfy ulgowej nie dostaje.

Czy będą kolejne banki, które będą musiały ogłaszać  zwolnienia?

Na obecnym etapie uwzględniając plany finansowe banków złożone w KNF, nie powinno być  kolejnych instytucji, które będą przeprowadzać restrukturyzację zatrudnienia na dużą skalę.

Jak pan ocenia ryzyko związane z zaangażowaniem banków w sektor budowlany?

Często było tak,  że banki angażowały się w spółki  o bardzo skomplikowanej i nie przejrzystej strukturze i nie monitorowały odpowiednio całego procesu. A przecież bankowcy są profesjonalistami, więc jeśli się angażują w dany projekt powinni potrafić  oszacować realne ryzyko z tym związane, przyjąć realne zabezpieczenia oraz na bieżąco monitorować poziom ryzyka kredytobiorcy. W wyniku pogorszenia sytuacji w niektórych spółkach z tego segmentu i ogłoszenia przez niektóre upadłości,  banki będą musiały zawiązać dodatkowe rezerwy. Dla mnie jest zaskakujące, jak można nie dostrzec ryzyka w przypadku firmy, która nie tylko ma nieprzejrzystą strukturę, ale też w przypadku której po pojawieniu się wniosku o upadłość okazuje się, że wartość zobowiązań jest pięciokrotnie wyższa niż majątek firmy.

Czy generalnie kredyty zagrożone będą rosły?

Tak, niższy wzrost gospodarczy spowoduje przyrost należności zagrożonych. Statystycznie ich udział będzie rósł zarówno ze względu na zwiększenie się kwoty kredytów nieobsługiwanych terminowo jak i niższy wzrost nowego portfela kredytowego, ale nie powinno to zmienić zasadniczo wysokiej rentowności całego systemu.

A jak wygląda sytuacja na rynku lokat?  Nadzór pilnuje, żeby na rynku nie było wojny cenowej?

My nie jesteśmy przeciwnikami oferowania dobrego oprocentowania na lokatach, ale pod warunkiem, że dotyczy to depozytów długoterminowych poprawiających strukturę finansowania banków, a nie lokat na 3 czy 6 miesięcy, w dodatku  oferowanych często  wyłącznie nowym klientom.

A jak wygląda sytuacja na rynku międzybankowym?

Tylko w nielicznych przypadkach są zawierane transakcje na okres dłuższy niż miesiąc. Zwróciłem się w ostatnim czasie do Związku Banków Polskich, żeby środowisko  samo wypracowało standardy funkcjonowania rynku międzybankowego. Jeśli jednak to nie nastąpi, zmuszeni będziemy rozważyć działania natury nadzorczej, w formie oceny jakości zarządzania bankami oraz wydania rekomendacji lub określenia norm działalności banków w tym obszarze.

Czy można liczyć na to, że rynek międzybankowy ożyje?

A czy można płacić dywidendy jeśli nie ma na rynku wzajemnego zaufania do partnerów? Jak nadzór może pozwolić bankowi na wypłacanie dywidendy jeśli cała reszta systemu bankowego nie ma do niego zaufania? Bankowcy muszą się na coś zdecydować. Są profesjonalistami. Przecież średnio około 100 mld zł w systemie bankowym jest niewykorzystywane, w sytuacji gdy banki same mówią, że zasadniczym problemem jest dostęp do finansowania. Jednocześnie  wszyscy  wiemy, że z punktu widzenia efektywności, zyskowności, wysokości i jakości kapitałów mamy najlepszy system w Europie, dodatkowo działający w otoczeniu gospodarczym w którym od początku kryzysu mamy wzrost gospodarczy.

Jakie będą losy podatku bankowego w Polsce, opłaty na oddzielny fundusz?

Jeśli mamy tak komfortową sytuację, że banki  mają wysokie kapitały i zyski to dobrym rozwiązaniem jest wprowadzenie rozwiązania antycyklicznego. Ten fundusz umiejscowiony przy BFG będzie służył bankom, ale nie będzie ich obciążał gdy znajdą się w trudniejszej sytuacji rynkowej.

Jesteśmy zadowoleni z tego, że nastąpiły zasadnicze zmiany w projekcie rządowym, zgodnie z naszymi propozycjami, ale i sektora bankowego. Obecnie projekt jest na etapie dyskusji. To czy wejdzie w życie zależy od rządu. My już mamy jeden fundusz, który służy przywracaniu wypłacalności pojedynczych banków, które znalazłyby się w tarapatach. Ten dodatkowy ma służyć lepszemu zabezpieczeniu całego systemu przed utratą stabilności.

Jakie może być przełożenie kłopotów Grecji i Hiszpanii na sektor?

Monitorujemy sytuację, załatwiliśmy sprawę Polbanku i ten aspekt ryzyka w wymiarze bankowym został wyeliminowany. Nie ma też problemu zaangażowania polskich banków w instrumenty krajów PIIGS. Sytuacja w Grecji ma wpływ na rynki międzynarodowe. Dlatego zadajemy bankom dodatkowe ćwiczenia dotyczące sytuacji stresowych i ewentualnych napięć w Europie. Polski sektor bankowy wykazuje dużą odporność na to co dzieje się w strefie euro, jak i na niestandardowe sytuacje co potwierdzają publikowane przez NBP raporty o stabilności.

Na tle mizerii w Europie nie ma się co dziwić, że inwestorzy interesują się Polską, podobnie jak Turcją uznając te kraje za bardzo atrakcyjne. Stąd duża liczba notyfikacji i sygnałów, że kolejne instytucje chcą tu zarabiać. Minęły już prawie cztery lata kryzysu, a my mamy wzrost gospodarki i dobrze skapitalizowany sektor bankowy.

A jaki jest pośredni wpływ sytuacji na rynkach zagranicznych?

Banki przygotowują pod naszą presją programy większej aktywności na rynku instrumentów dłużnych, co pozwoli im na dostosowanie się do nowej sytuacji i  pozyskiwanie finansowania, w tym lepszego wejścia w standardy Bazylei III.

W Europie dyskutuje się jak zaimplementować Bazyleę III, ale pomysły które się pojawiają w niektórych obszarach odbiegają od standardu bazylejskiego. W Unii Europejskiej chce się tworzyć rozwiązania grupowe, co stwarza transgraniczne ryzyka związane z nierynkowymi transferami płynności i kapitałów oraz alokacji zysków i kosztów. Widać tendencję  do budowania podejścia holdingowego w ujęciu transgranicznym, chronienia interesu holdingów. To zasadnicza zmiana w sytuacji gdy w UE nie wszystkie kraje mają wspólna walutę i nie ma unii fiskalnej. W związku z tym te kwestie są związane nie tylko z problemem kosztów dla instytucji, państw i  obywateli, ale  są związane z elementami traktatowymi.

Dlatego podnosimy, że te elementy powinny być powiązane, a jeśli by wybrano rozwiązanie,  w którym kwestie samych banków miałyby być oddzielone od wspólnej waluty czy unii fiskalnej, to w takim przypadku z projektowanego podejścia grupowego powinny być wyłączone dwie grupy banków działających na rynkach goszczących, tj. duże banki systemowo ważne dla danych rynków finansujące się lokalnymi depozytami oraz  banki których akcje są notowane na giełdach papierów wartościowych.

Jakie mogłyby być konsekwencje podejścia holdingowego?

Oznaczałoby,  że około 57 proc. aktywów sektora i 54 proc. rynku depozytowego w Polsce wychodziłoby spod krajowej jurysdykcji i poddane byłoby grupowym przepływom. Gdyby zastosować rozwiązanie z holdingami, ale wyłączyć te dwie grupy banków o których wspomniałem, wówczas dotyczyłoby to około 5,5 proc. aktywów sektora, w tym 2,2 proc. udziału oddziałów instytucji kredytowych.

Jeśli natomiast unia bankowa miałaby dotyczyć wyłącznie strefy euro wówczas nic by się nie zmieniło. Czy tak będzie, rozstrzygnąć muszą politycy w Europie. Różne są przecież interesy, nie wszyscy mają sektor bankowy i system gwarancji depozytów w takiej kondycji jak nasz. Są banki z aktywami większymi od PKB kraju, oparte na inwestycjach w ryzykowne aktywa i  słabym kapitale. Jest  problem systemowych kosztów doprowadzenia do równowagi całego jednolitego rynku UE.

Dodatkowo warto odnotować, że obecnie dyskutowane kierunki reformy rynku finansowego często odbiegają od tez zawartych w raporcie grupy de Larosiere. Raport proponował ujednolicenie standardów technicznych, stworzenie nadzoru europejskiego, ale nie rekomendował zasadniczych zmian w obszarze odpowiedzialności za nadzór ostrożnościowy w wymiarze krajowym. Chodziło o większą współpracę, lepszą wymianę informacji między lokalnymi nadzorami i koordynację na poziomie europejskim. Dodatkowo niektóre z nowych propozycji odbiegają od tego co zawarto w Bazylei III i standardach efektywnego nadzoru bankowego.

Na czym więc powinna się opierać unia bankowa?

W mojej ocenie tylko przy unii fiskalnej i walutowej można mówić o efektywnej unii bankowej.

W Polsce już na początku lat 90 zastanawialiśmy się jakie lekcje wyciągać z innych kryzysów. Święta zasada, która nie powoduje hazardu moralnego jest taka, że koszty strat ponoszą najpierw właściciele banków, a dopiero potem pomaga państwo. Jak dziś czytam w komunikacie Komisji Europejskiej o konieczności ustanowienia specjalnych zarządców banków w bankach problemowych to uśmiecham się, bo kiedy my to wprowadziliśmy? Wiele lat temu. Odrobiliśmy lekcje w przeszłości i teraz jest nam łatwiej.  Państwo może wspierać banki jeśli samo jest zdrowe, a dziś mamy kraje w kłopotach i często ich ryzyko jest problemem dla banków dlatego pomoc dla banków tylko zwiększa ich problemy. A aktywa polskiego sektora bankowego to 85 proc. PKB – to jest bezpieczna i zdrowa relacja dające też potencjał na dalszy stabilny rozówj banków.

Jaki ma pan scenariusz dla strefy euro i całej UE?

Będzie trwała dyskusja dotycząca stopnia i poziomu integracji Unii Europejskiej, bo od tego zależą ostateczne koszty wyjścia z kryzysu. Trzeba zdecydować jak ma wyglądać ta integracja, a to zależy od polityków. Chodzi o to by sprzyjać temu co służy dobremu gospodarowaniu i nie obciążania kosztami tych, którzy nie odpowiadają za kryzys.  Poszczególne kraje muszą się chcieć restrukturyzować.  Łotwie się udało, ale  widzimy, że Grecy nie chcą pójść podobną drogą.

Dopuszcza pan w ogóle rozpad euro?

Taka możliwość oczywiście jest dyskutowana i wyceniana przez rynki. Prawdopodobieństwo jej wystąpienia w różnych okresach albo wzrasta albo maleje w zależności od decyzji podejmowanych przez gremia europejskie. Działania ogłaszane odnośnie wsparcia np. Hiszpanii, niezależnie od tego czym się skończą, istotnie ograniczają ryzyko rozpadu euro. To czy strefa euro przetrwa w mojej ocenie nie zależy od wyborów w Grecji i tego czy wyjdzie ona z unii walutowej. Taka decyzja może wywołać jedynie krótkoterminowe zaburzenia. Ale Grecja jest katalizatorem  i  mobilizuje do działania by pomagać innym państwom i zmniejszyć ryzyko dezintegracji strefy euro.

Jesteście w kontakcie z rządem i NBP w sprawie pomysłów unii bankowej?

Tak i dzieje się to na bieżąco również z udziałem BFG. Trzeba pamiętać, że w Brukseli działają lobby polityczne i bankowe, często ze sobą powiązane. Te grupy europejskie, które szybko rosły korzystały w przeszłości ze wsparcia polityków ponieważ miały konkurować z grupami amerykańskimi i japońskimi. Jaki jest tego efekt w wymiarze europejskim oraz globalnym obserwujemy obecnie.

Pojawiła się informacja, że zagraniczne banki wycofały z polski 15 mld zł. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z wypływem finansowania za granicę?

Trzeba zacząć od tego, że w pierwszej połowie ubiegłego roku nie banki, ale kilka oddziałów instytucji kredytowych działających w Polsce, a pamiętajmy, że w takiej formie działa 20 oddziałów z 2,2 proc. udziałem w rynku, ściągnęły do Polski znaczne środki aby zainwestować w  nasze papiery skarbowe, a w drugiej połowie roku te papiery sprzedały. Te transakcje stanowiły blisko 70 proc. zmiany salda czyli około 10 mld zł, a pozostałe  30 proc. dotyczy dwóch banków, które na skutek naszych działań przestały udzielać kredytów walutowych i  straciły potrzebę  pozyskiwania środków na finansowanie akcji kredytowej w walutach obcych. W przypadku każdego z tych dwóch banków była ta kwota zbliżona do 3 mld zł. W efekcie w ujęciu realnym, tj. po wyeliminowaniu wpływu zmian kursów walutowych, w stosunku do końca 2010 r. wartość depozytów i kredytów od nierezydentów była wyższa o około 1 proc.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację