Minister Skarbu ogłosił oto, że atom w Polsce traci priorytet. Zawtórował mu szef kontrolowanego przez państwo giganta, PGE. Wskazał jasno, że albo atom, albo gaz łupkowy. I wygrywa ten drugi. Nikt tak wcześniej sprawy nie stawiał (no może tylko bardzo uważni obserwatorzy mogli domniemywać, że coś jest na rzeczy z tego co padło - a raczej nie padło - w "drugim exposé" premiera).
Co się w środę stało? Została przewrócona do góry nogami konsekwentnie budowana i uzasadniana od lat nasza strategia energetyczna. Po bujaniu w gazowo-atomowych obłokach okazało się, że nawet tak potężne dwa sojusze, jak te dla atomu i łupków - obejmujące przecież największych: PGE, PGNiG czy Orlen - nie udźwigną inwestycji szacowanych nawet na 100 mld zł (po 50 mld na oba projekty). Mają przecież jeszcze na głowie całą masę innych, "zwykłych" projektów.
Dlaczego dopiero teraz, po wydaniu milionów na atomowe ekspertyzy, badania i przygotowania ktoś na to wpadł? Przecież od początku wiadomo było, że możemy finansowo nie udźwignąć tych przedsięwzięć.
Atom miał być ratunkiem dla starzejącego się systemu produkcji energii, którego zapóźnienia w szacowanym na grube miliardy odnawianiu mocy są znane. Miał być alternatywą dla budowy konwencjonalnych bloków, z oczywistych przyczyn opartych u nas na węglu. Ich eksploatacja w perspektywie zacieśniania polityki ochrony klimatu, a zatem cięcia emisji dwutlenku węgla, będzie coraz droższa. Tak, jest jeszcze energia z wiatru, ale jej produkcja na skalę wystarczającą do pokrycia wyczerpujących się dotychczasowych mocy jest na razie wiatrakiem na wodzie pisana.
W sumie lepiej późno niż później. Mydlana bańka mogła pęknąć np. za 4-5 lat, kiedy okazałoby się, że na oba projekty wydano już kilkanaście miliardów, a beneficjenci (?) lukratywnych rządowych kontraktów ledwo zipią. Czyż nie przypomina to nam do złudzenia historii jakichś stadionów i autostrad budowanych na najpewniejsze z pewnych państwowe zlecenia i jakichś wielkich spółek, np. niedawno notowanych w WIG20, które dziś albo upadły, albo rozpaczliwie walczą o przetrwanie.