Zmiany? w OFE jak księgowe triki. Rozmowa z Jerzym Hausnerem

Albo chcemy rozwiązać porządnie trudny, złożony problem, albo po prostu chcemy przetrwać u władzy. Dyskusja powinna dotyczyć tego, jak naprawiać całe finanse publiczne – mówi prof. Jerzy Hausner, członek RPP, były wicepremier i minister gospodarki i pracy.

Publikacja: 25.06.2013 07:00

prof. Jerzy Hausner

prof. Jerzy Hausner

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch

Pod koniec stycznia powiedział Pan, że kiedy inflacja spadnie poniżej 1,5 procent wtedy uzasadniona będzie obniżka stóp. W lutym inflacja wyniosła 1,3 procent, w marcu spadła do 1 procenta a mimo to w kwietniu rada zrobiła sobie przerwę w cyklu obniżek.

Proszę zwrócić uwagę, że kwietniowa przerwa była po dokonaniu obniżki o 50 punktów bazowych w marcu. Wówczas uważaliśmy, że to powinno wystarczyć i że w kolejnych projekcjach zobaczymy, że stopniowo inflacja z powrotem zbliża się do celu, czyli 2,5 proc. Ale nie mówiliśmy wtedy, że to koniec cyklu, więc nie sądzę, że kogoś zaskoczyliśmy kolejną obniżką w maju.

Co o tym zadecydowało?

Projekcje gospodarcze. Te, które dotyczą wzrostu gospodarczego były gorsze i wyraźnie zostały obniżane. W związku z tym uznaliśmy, że trzeba się liczyć z tym, że inflacja może być jeszcze niższa niż Rada we wcześniejszych analizach przyjmowała. Zatem kontynuowaliśmy łagodzenie polityki pieniężnej. Ostatnio zakomunikowaliśmy jednak, iż sądzimy, że to jest właśnie ten moment, w którym zbliżamy się do zakończenia tego cyklu, choć nie powiedzieliśmy, że go kończymy.

Zarówno prezes Belka jak i Pan powiedzieliście ostatnio, że stopy są coraz bliższe adekwatnego poziomu do sytuacji gospodarczej.

Takie jest dzisiaj stanowisko Rady. To stanowisko z natury rzeczy prezentuje prezes, on przedstawia komunikat i on dokonuje jego interpretacji. Rola członków Rady w zewnętrznej komunikacji polega na tym, by ewentualnie tę interpretację wzmacniać lub, jeżeli mają w tej sprawie wątpliwości, to je zaprezentować. Ponieważ w tym przypadku podzielam stanowisko prezesa, więc powtórzyłem je.

Co ono właściwie oznacza?

Stopy są adekwatne względem wyznaczonego przedziału odchyleń od celu inflacyjnego. Jeśli prognozowana przez NBP granica odchyleń jest przekraczana to oznacza, że powinniśmy je odpowiednio obniżać lub podnosić. Ale mogą też być rozumiane jako adekwatne z punktu widzenia innych zmiennych gospodarczych, czyli także z punktu widzenia realnej sfery gospodarki. „Adekwatne" to takie, które dają szansę na ożywienie gospodarcze, na racjonalne ekonomicznie zachowania przedsiębiorców. Politykę pieniężną prowadzimy po to, aby stabilizować gospodarkę od strony finansowej, ale przy świadomości, że kształtujemy także warunki do efektywnościowej restrukturyzacji gospodarki.

Dlaczego Rada trzyma się tego realnie dodatniego poziomu?

Prowadzimy politykę pieniężną zgodną z co roku przyjmowanymi przez Radę założeniami. Jest to polityka konwencjonalna, bo taką uważamy za właściwą dla polskiej gospodarki. Nie znajdujemy powodów, aby od niej odchodzić. Konwencjonalna polityka pieniężna polega na tym, aby oddziałując na cenę i dostępność pieniądza, zapewniać stabilność gospodarki. To jest nasze podstawowe zadanie, podstawowy cel. Nie jest nim dynamizowanie gospodarki, lecz jej stabilizowanie. Przy czym mamy tak prowadzić politykę odpowiadającą za stabilność pieniądza, aby sprzyjać realizacji celów stawianych przez rząd. A niewątpliwie teraz celem polityki gospodarczej rządu jest pobudzanie wzrostu gospodarczego. Schodzimy więc do historycznie najniższych poziomów stóp procentowych,  ale jednocześnie wyraźnie widać, że jesteśmy niechętni pójściu w kierunku, do którego czasami jesteśmy namawiani, czyli nieliczenia się z regułą, że pieniądz powinien mieć realną cenę. Pieniądz powinien być dostępny, powinien być względnie tani, ale powinien kosztować.

Kiedy możemy się spodziewać korzystnych efektów obniżki stóp dla gospodarki?

Dokładnie kiedy tego nikt nie wie. Złoty się osłabia, to może ułatwić zbliżanie się do celu pod warunkiem, że osłabienie będzie trwało kilka kwartałów. Ale to osłabienie wynika głównie z wypowiedzi Bena Bernanke, że Fed będzie ograniczał interwencje na rynku, nie będzie też kontynuował w takiej skali dostarczania płynności. Trzeba się liczyć z tym, że za jakiś czas w USA zostaną podwyższone stopy procentowe. I właśnie dlatego ta wypowiedź powoduje tak poważne zakłócenie na naszym rynku. To pokazuje jak trudne i niepewne obecnie jest prognozowanie gospodarcze.

W Polsce też? Czas na zakończenie luzowania polityki pieniężnej?

RPP powiedziała, że zbliżamy się do takiego momentu i nie jest to zapowiedź „z sufitu". Bardzo daleko posunęliśmy się, mamy najniższe historycznie stopy procentowe, ale nie mówimy, że jeszcze ich nie obniżymy. Generalnie kończy się jednak powoli ta faza rozwoju gospodarczego na świecie, w której można było uznawać, że pozytywne następstwa niskich stóp procentowych będą górować nad negatywnymi.

Dalsze osłabienie złotego może zadecydować o zwrocie?

Nikt nie udzieli wiążącej odpowiedzi, bo nie ma takiej odpowiedzi, nie ma takiej wiedzy, która by na to pozwoliła. Ale da się przewidywać pewne czynniki i tym czynnikiem będzie wyraźny sygnał, że może dojść do podniesienia stóp procentowych w USA. Taka podwyżka spowoduje ucieczkę od walut z krajów wschodzących w kierunku dolara. To oznaczałoby ryzyko dla kursu złotego. Osłabienie złotego mogłoby mieć częściowo korzystne efekty, ale zbyt gwałtowna deprecjacja spowoduje efekty bardzo niekorzystne. Biorąc to pod uwagę musimy zacząć przechodzić do nieco innej polityki. Po prostu po to, aby takiego potencjalnego zagrożenia uniknąć.

A jakie warunki musiałyby zostać spełnione żeby mimo wszystko kontynuować luzowanie polityki pieniężnej np. po wakacjach?

To jest znowu myślenie hipotetyczne. Jeszcze raz podkreślam: kierujemy się prognozami dotyczącymi przede wszystkim poziomu inflacji i uzupełniająco wzrostu gospodarczego. Oczywiście bierzemy także pod uwagę inne zmienne. Mogę sobie wyobrazić, że otrzymujemy na lipcowym posiedzeniu Rady taką projekcję opracowaną przez Instytut Ekonomiczny NBP, że postanowimy kontynuować politykę luzowania. I wtedy nasz kolejny komunikat to zasygnalizuje. Nie jest to niemożliwe, ale tylko wtedy, gdy nowa projekcja na następne 6 kwartałów będzie wyraźnie pokazywać, że inflacja nie wraca do celu, a ożywienie się nie zbliża. Mocno też chcę podkreślić, że żadna udostępniana nam prognoza nie wskazuje na znaczące prawdopodobieństwo deflacji. Dlatego podkreślam: kontynuowanie luzowania jest możliwe, ale raczej mało prawdopodobne.

Porozmawiajmy o raporcie o konkurencyjności polskiej gospodarki, który powstał na zlecenie Prezydenta Komorowskiego.

Nie na zlecenie, i to mocno podkreślam. Półtora roku temu zostałem poproszony przez Pana Prezydenta o przedstawienie swojej oceny problemów polskiej gospodarki. W tej rozmowie często pojawiała się kwestia konkurencyjności polskiej  gospodarki. Wspomniałem, że chodzi mi po głowie opracowanie raportu na ten temat. Prezydent mnie do tego zachęcił. Na miejscu jest powiedzieć o inspiracji, ale nie zleceniu. Raport przygotował zespół niezależnych ekonomistów.

Liczy Pan na to, że raport będzie realnie brany pod uwagę przez rząd?

Jeżeli premier powiedział publicznie, że rząd z całą pewnością się tym dokumentem zainteresuje i te propozycje, które tam są, zostaną przez rząd rozważone i będą podejmowane to mamy sygnał pozytywny płynący z tej strony.

Raport dość mocno naciska na mocniejsze wsparcie eksportu. Ostatnie dane NBP pokazały jego silny wzrost w kwietniu.

Dane z ostatniego okresu pokazują, że wzrost gospodarczy ciągnięty jest niemalże wyłącznie przez eksport. To dodatni eksport netto powoduje, że jesteśmy w stanie spowolnienia gospodarczego, ale nie recesji. To pokazuje jaką wagę dla polskiej gospodarki, w sytuacji kiedy wygasła dynamika popytu krajowego i znacznie zostały zmniejszone nakłady na inwestycje publiczne, ma właśnie eksport.

Publikacja mówi też dużo o jego dywersyfikacji.

Część przedsiębiorstw, w sytuacji osłabienia dynamiki gospodarczej w Europie Zachodniej, zdecydowała się na szukanie swojej obecności na innych rynkach. Nastąpiło pewne, choć jeszcze niewielkie, zdywersyfikowanie geografii naszego eksportu i wejście części przedsiębiorstw na rynki pozaunijne.  (Dane GUS od co najmniej roku pokazują, iż dodatnia dynamika eksportu na rynki wschodzące była na tyle duża, iż kompensowała kurczenie się polskiego eksportu do krajów UE). Powinniśmy w tym kierunku zmierzać, nie po to żeby odchodzić od handlu w Europie. Chodzi o to, abyśmy mieli bardziej zdywersyfikowane geograficznie, ale także bardziej zdywersyfikowane po stronie oferty przedmiotowej, sektorowej, możliwości eksportowe. To musi być wspomagane przez politykę państwa.

Raport wskazuje jak ważne są oszczędności indywidualne dla utrzymania wzrostu. A konsumpcja?

To zależy, o jakim okresie mówimy. Krótkoterminowo tak. W warunkach spowolnienia gospodarczego wyraźnie wzrasta bezrobocie, wyraźnie zmniejsza się dynamika dochodów bieżących, co w konsekwencji odbija się to na wpływach do budżetu państwa. A to co się dzieje obecnie z sytuacją budżetu państwa mocno to pokazuje.

Jednak patrząc długofalowo, to po pierwsze jesteśmy krajem o bardzo niskim poziomie oszczędności. Po drugie biorąc pod uwagę i zadłużenie państwa i zadłużenie gospodarstw domowych, głównie poprzez kredyty hipoteczne, oraz zadłużenie przedsiębiorstw, trzeba wyraźnie powiedzieć, że w przyszłości będziemy musieli w większym stopniu inwestycje i wzrost finansować z oszczędności krajowych. Nie będzie można nadal ciągnąć polskiej gospodarki w górę bez wzrostu oszczędności.

Ponadto, nasze oszczędności są w zbyt dużym stopniu przeznaczane na obsługę długu publicznego. A my potrzebujemy oszczędności dla finansowania inwestycji prywatnych, bo to warunkuje wyższą innowacyjność i konkurencyjność gospodarki. Nie musimy się martwić o inwestycje publiczne, bo dostęp do środków unijnych, szczególnie do roku 2020 mamy zapewniony. Ale dla naszego rozwoju niezbędne są głównie inwestycje prywatne.

To co zrobić by było więcej kapitału?

Jednym z problemów, przed którym stajemy jest jak zwiększyć skłonność do oszczędzania. Aczkolwiek nie chodzi tu o jakiś dramatyczny skok kosztem bieżącej konsumpcji. Po prostu inwestycje prywatne są zbyt niskie w stosunku do naszego poziomu rozwoju i zbyt niski jest poziom oszczędności. To jest wyzwanie strukturalne.

Może większe zachęty do udziału w trzecim filarze systemu emerytalnego?

Z całą pewnością i tu myślę sporu specjalnego nie będzie. Jeżeli państwo się zdecydowało na różne systemy dobrowolnego oszczędzania na emeryturę, to trzeba zauważyć, że rozwijają się one bardzo umiarkowanie, nie na miarę potrzeb, zwłaszcza patrząc na niekorzystne prognozy demograficzne. Widać, że niezbędne są silniejsze zachęty podatkowe  do oszczędzania na przyszłą emeryturę.

A rola drugiego filara?

Nie uważam by można było rezygnować z tego co jest w drugim filarze, bo wyraźnie widać, że nasza giełda, która jest istotnym źródłem dostarczania kapitału do przedsiębiorstw,  jest wyraźnie większa w stosunku do giełd, z którymi się możemy porównywać. To największa giełda w Europie Środkowej. To, że ten mechanizm dostarczania kapitału działa u nas lepiej to zasługa OFE. Trudno tego nie dostrzec.

Co Pan sądzi na temat obecnej zawieruchy wokół OFE?

Przedłużanie okresu niepewności wokół OFE jest niekorzystne. Zwracam przy tym uwagę, że przecież odbyliśmy na przełomie 2010 i 2011 r. bardzo otwartą i niezwykle ostrą dyskusję. Wszystkie możliwe argumenty zostały wówczas wyrażone. Środowisko ekonomistów było podzielone. Część wspierała propozycje rządowe, część mocno oponowała. Rząd przeprowadził poważną korektę systemy emerytalnego, w odniesieniu do OFE. I wyraźnie ogłosił, że celem jest niezbędna korekta a nie demontaż II filara systemu emerytalnego. Tłumaczono przy tym, że dla konsolidacji budżetowej konieczne jest ograniczenie przepływu składek do OFE. I ten zabieg trwale poprawi sytuację finansów publicznych. Dzisiaj jest jednak tak, że mimo znaczącego ograniczenia przepływu środków do OFE dotacje i inne formy zasilania (pożyczki budżetowe, sięganie po środki z FRD) do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych są nawet większe. To dowód na to, że strukturalnym źródłem problemu nie są głównie otwarte fundusze emerytalne.

Wtedy przestrzegałem, że propozycje ministra finansów mogą okazać się uwerturą do dalszych posunięć, którymi owszem poprawimy bieżące saldo budżetowe, poprawimy bieżącą sytuację, ale kosztem możliwości rozwiązywania problemu długofalowego.

Mamy do czynienia z demontażem OFE?

Mam wrażenie, że to jest ciągle uciekanie od rozwiązywania problemów strukturalnych i długofalowych a zajmowanie się problemami bieżącymi, po to żeby ratować bieżącą sytuację. Jestem głęboko przekonany, że działając tak jak proponuje rząd owszem dzisiaj zmniejszymy bieżące zadłużenie kosztem znacznie większego zadłużenia w przyszłości. Takie postępowanie kończy się na ogół katastrofalnie.

Nie znamy na razie raportu rządowego na temat OFE, ale co kilka dni jego fragmenty są celowo przez rząd poprzez PAP przemycane do opinii publicznej. Co ma na celu takie działanie?

Nie wiem. Dlaczego miałbym spekulować. Rozumiem, że to jest sytuacja, która przedłuża okres niepewności i jest to sytuacja niekorzystna. Być może chodzi o to, by premier w końcu powiedział: musimy to skończyć ponieważ właśnie ten okres niepewności jest groźny.

To co powinna rada ministrów teraz zrobić?

Jeżeli rząd chce być wiarygodny, także premier i minister Rostowski, to musi rozliczyć się ze stanowiska przedstawionego w 2010 r. Co wtedy zapowiedziano i przeprowadzono, jakie miały być tego efekty i jak jest faktycznie? Dlaczego mimo ograniczenia przepływu do OFE, dotacja do FUS nie spada. Dlaczego jako obywatel nie otrzymałem do dzisiaj z ZUS-u informacji o stanie mojego dodatkowego konta, które miało zostać założone? Dlaczego nie przedstawiono propozycji obniżenia kosztów funkcjonowania powszechnych towarzystw emerytalnych, co zapowiedziano jako pilne zadanie? A nadal przedstawiciele rządu utrzymują, że te koszty są irracjonalnie wysokie. Takich pytań jest bardzo wiele. I jest jasne, że bez udzielenia odpowiedzi na nie, działania rządu będą niewiarygodne.

To gdzie jest źródło problemu?

Same OFE nie są źródłem problemu. Problemów jest więcej. Jeżeli się popatrzy na cały system ubezpieczeń społecznych,  to łącznie ze składkami do OFE,  dotacja wynosi jakieś 61 miliardów zł, a dzisiaj składki do OFE to jest jakieś 11 miliardów. To dlaczego dyskutujemy o tych 11 mld, a nie o 61 mld.

Ponieważ taka dyskusja byłaby trudniejsza politycznie...

Ale czy to jest ekonomicznie i państwowo odpowiedzialne? Albo chcemy rozwiązać porządnie trudny, złożony problem, albo po prostu chcemy przetrwać u władzy. Dyskusja powinna dotyczyć tego jak naprawiać całe finanse publiczne. Jeżeli chodzi natomiast o jakiś bieżący kolejny księgowy trik, to tego się boję. Uważam, że to jest niebezpieczne. Takie działanie pomaga doraźnie, ale szkodzi długofalowo. To jest tak jakby zamiast poważnej terapii decydować się na stosowanie środków przeciwbólowych, które nie rozwiązują niczego. Choroba się będzie rozwijała i będzie znacznie większe zagrożenie dla organizmu.

Jaki powinien być w takim razie przyszły kształt całego systemu emerytalnego?

Generalnie powinniśmy nadal zmierzać w stronę systemu wielofilarowego. Po 15 latach widać jednak wyraźnie, że niektóre elementy tej konstrukcji wymagają poważnego remontu. Jeszcze raz porozmawiajmy, ale o wszystkich elementach tego systemu. Jeżeli nie wszystkie możemy dzisiaj poprawić, no to ustalmy, że jest jakiś kalendarz tego remontu. Wtedy stworzymy coś, co będzie miało szansę bycia trwałym. Jeżeli natomiast będziemy robili różnego rodzaju łataniny, czego dobrym-złym przykładem jest opieka zdrowotna, to system będzie niesprawny i nieefektywny.

Taka ewaluacja całego systemu emerytalnego powinna być robiona przez niezależnych ekspertów. Co roku powinien być dostępny niezależny raport na temat funkcjonowania systemu emerytalnego i wszystkich jego elementów. Natomiast powiedzmy raz na 10 lat potrzebny jest gruntowny przegląd, w którym korzystamy z pełnej a nie szczątkowej i stronniczej wiedzy, po to, aby podjąć niezbędne i przemyślane systemowe korekty. Tak powinno działać nowoczesne państwo.

Pod koniec stycznia powiedział Pan, że kiedy inflacja spadnie poniżej 1,5 procent wtedy uzasadniona będzie obniżka stóp. W lutym inflacja wyniosła 1,3 procent, w marcu spadła do 1 procenta a mimo to w kwietniu rada zrobiła sobie przerwę w cyklu obniżek.

Proszę zwrócić uwagę, że kwietniowa przerwa była po dokonaniu obniżki o 50 punktów bazowych w marcu. Wówczas uważaliśmy, że to powinno wystarczyć i że w kolejnych projekcjach zobaczymy, że stopniowo inflacja z powrotem zbliża się do celu, czyli 2,5 proc. Ale nie mówiliśmy wtedy, że to koniec cyklu, więc nie sądzę, że kogoś zaskoczyliśmy kolejną obniżką w maju.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska