Chwilę potem posłowie udali się na zasłużony wypoczynek i dyskusja umilkła. Także media przestały się zajmować tym tematem. Na czołówki trafiła sprawa niesłusznego opodatkowania firmy sprzedającej marchew („Gazeta Wyborcza") czy konieczności lustracji tajnych współpracowników działających w OFE („Dziennik Gazeta Prawna").
A szkoda. Nie jest tak, że podjęcie decyzji, która w konkretnej sytuacji była najlepszą z możliwych (czyli najmniej niedobrą z wszystkich złych), kończy sprawę. Krytycy likwidacji pierwszego progu, bo tak zapewne zakończy się jego zawieszenie, mieli sporo racji. Jest to rozwiązanie złe, bo powiększające dług publiczny, a co za tym idzie zwiększające koszty jego obsługi także w następstwie bardzo prawdopodobnego wzrostu oprocentowania obligacji. Najważniejsze jest jednak niebezpieczeństwo równie beztroskiego potraktowania w przyszłości kolejnych progów, co oznaczałoby zbliżenie się do wariantu greckiego. Najkrócej mówiąc, uzyskując pewne efekty w krótkim okresie, związane z podtrzymywaniem wzrostu gospodarczego, podejmujemy wielkie ryzyko dużych strat w przyszłości, związanych z potencjalną niewypłacalnością. Zapewnienie ministra Rostowskiego, że budżet na 2014 r. i lata następne będzie konstruowany w sposób konserwatywny, nie jest wystarczającym zabezpieczeniem.
Sprawa jest zatem niezwykle poważna i wymaga debaty dotyczącej całokształtu finansów publicznych. Kwestia kluczowa to tzw. wydatki sztywne. Stanowią one mnie więcej trzy czwarte budżetu i sprawiają, że cięcia muszą dotyczyć w znacznej mierze inwestycji, co jest gospodarczo szkodliwe. Część owych wydatków dotyczy transferów socjalnych do ZUS, KRUS i Zakładów Emerytalno-Rentowych. A druga część to rozproszone po setkach ustaw drobne ograniczniki, których likwidacja byłaby stosunkowo bezbolesna. Wymaga jednak tytanicznej pracy, o której mówi się od lat, ale której nawet się nie rozpoczyna.
Poruszono jedynie kwestię OFE. Rząd, najpewniej nie chcąc prowadzić wojny na dwóch frontach, przełożył rozstrzygnięcie tej sprawy na jesień. Teoretycznie czas ten powinien być wykorzystany na merytoryczną dyskusję. Ale nie bardzo się ona toczy, bo trzy przedstawione przez rząd warianty de facto zmierzają do likwidacji OFE i zaboru ich środków. Natomiast nie została otwarcie postawiona kwestia fundamentalna: czy zmieniony system ma mieć w swej mniejszej części charakter rynkowy, czy też państwo chce przejąć wyłączną odpowiedzialność za emerytury Polaków. A od tej decyzji zależy wszystko. Przy wyborze wariantu państwowego znowu będzie tak, że budżet odczuje dziś pewne zyski kosztem olbrzymiego wzrostu wydatków w przyszłości.