Poważni, duzi touroperatorzy podeszli do egipskich wydarzeń z rozwagą. Szybko podjęli decyzję o skasowaniu bądź zawieszeniu oferty, która mogła dla nich w ostatecznym rozrachunku zakończyć się poważną stratą finansową. Bo dla biura podróży nie ma większego kłopotu – nie mówiąc już o niepożądanym nieoczekiwanym wzroście wydatków – niż wówczas, gdy muszą ewakuować swoich klientów. Zawsze coś może pójść nie tak, więc ryzykować nie warto.

Teraz biura przyjęły do wiadomości, że zarobią mniej, ale liczą, że ich klienci docenią uczciwość i rozsądek i odpłacą się lojalnością. To kolejny dowód dojrzewania polskiego rynku turystycznego.

Chociaż nie brakuje i takich, którzy postanowili na tej nadzwyczajnej sytuacji zarobić. Zdarzają się przypadki dużych ruchów cenowych dla samych ofert albo wręcz ewidentne próby skorzystania z okazji większego zarobku. I dlatego trzeba trafić naprawdę na cierpliwego agenta bądź samemu dobrze przysiąść, żeby znaleźć na koniec sezonu coś dobrego i niedrogo.

Tymczasem jest w Polsce kilka biur podróży, które nadal wysyłają klientów do Egiptu i kuszą ich obniżonymi cenami. A opinię publiczną zapewniają, że wracają oni stamtąd bardzo zadowoleni. Pewnie. Przecież korzystają z wyprzedaży miejsc, których nikt rozsądnych nie wykupi. Bo w kurortach nie ma tłoku. Kto rozsądny – wyjechał. A że ryzykanci wracają szczęśliwi? To zrozumiałe. Każdy byłby szczęśliwy, gdyby wrócił z kraju, gdzie giną ludzie. Tylko czy na tym polegają udane wakacje?