Wydaje się ono najlepiej oddawać intencje ministra finansów Jacka Rostowskiego i jego pomocników, którzy pod patronatem premiera Donalda Tuska wprowadzają tzw. reformę OFE. Przypomnijmy, że chodzi w niej o przejęcie przez państwo części oszczędności emerytalnych Polaków ulokowanych przez OFE w obligacjach skarbowych. Te pieniądze mają załatać dziurę w finansach publicznych, która nadmiernie rozrosła się w okresie sprawowania urzędów przez wspomnianych premiera i ministra.

Autorzy tej pseudoreformy zapewniają, że zależy im na zapewnieniu większego bezpieczeństwa emerytalnego Polaków. Ale zgodnie z projektem przedstawionej niedawno przez rząd ustawy elementem tego „bezpieczeństwa" ma być przekształcenie szczątkowych OFE w wysoce ryzykowne fundusze inwestujące 3/4 swoich aktywów w akcje. Według ekspertów, w tym przedstawicieli KNF, ta zmiana oraz zasady tzw. dobrowolności wyboru: ZUS czy OFE, skutecznie zdewastują całą kapitałową część systemu emerytalnego i doprowadzą do jej likwidacji.

W kontekście planów rządu wobec OFE od początku pojawiają się pytania o ich konstytucyjność. W końcu chodzi o pieniądze, które znaczna część Polaków uważa za swoje. Prezydent Bronisław Komorowski stwierdził właśnie, że trzeba będzie zbadać, czy przepisy rządowej ustawy są zgodne z ustawą zasadniczą. Niestety, nie sprecyzował, czy zamierza w związku z tym skierować sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. A szkoda, bo istnieje uzasadniona obawa, że tak jak w przypadku poprzednich zmian w OFE ponad dwa lata temu, zadowoli się opiniami anonimowych ekspertów. Miejmy nadzieję, że tym razem tych opinii przynajmniej nie utajni.