Bo u nas w kraju w czwartek wieczorem skład nowego rządu pozna prezydent, a w ciągu kolejnych godzin na rynek wypływać będą różne przecieki. A jednocześnie właśnie teraz, kiedy piszę ten tekst, rozkręca się głosowanie niepodległościowe w Szkocji. I sprawa wygląda podobnie – wyniki powinny być znane w piątek rano, a teraz są niemożliwe do przewidzenia.

Mam dwa wyjścia. Albo zrobić unik i napisać na jakiś temat całkiem obojętny (fe, tchórzostwo!), albo wziąć byka za rogi i pisać o nowym rządzie lub Szkocji, ze świadomością, że czytelnicy będą wiedzieli w piątek znacznie więcej, niż ja wiem dzisiaj. Tchórzem nie jestem, zajmę się Szkocją.

Szkoci to mały, dzielny naród, który najpierw przez kilkaset lat bronił się przed imperium rzymskim, a potem przed wchłonięciem przez Anglię. Skapitulował – dzięki mieszance ekonomicznego przymusu, przekupstwa, szantażu i nacisku militarnego (coś à la Putin) – ponad 300 lat temu, godząc się na unię z Londynem. Dziś duża część społeczeństwa szkockiego chce niepodległości.

Na szkocki pomysł niepodległościowy odpowiedział zgodny chór: to recepta na ekonomiczną katastrofę. Przodował w tym Londyn, strasząc Szkotów niestabilnością finansową, zubożeniem i bezrobociem. Komisja Europejska zasugerowała, że niepodległa Szkocja będzie musiała powtórnie starać się o przyjęcie do UE, a to może być bardzo długa i niepewna droga.

Prawdę mówiąc, niezależnie od podjętej decyzji bać się Szkoci nie mają czego. Szkocja jest świetnie rozwiniętym krajem, spełniającym wszystkie wymogi UE, zdolnym do samodzielnego rozwoju.  W warunkach jednolitego rynku polityczna separacja z Anglią nie spowodowałaby katastrofy. Kraj miałby jeden potężny atut – zasoby gazu i ropy, które mogłyby jednak stanowić i pułapkę, gdyby wielkie dochody z eksploatacji poszły na nadmierne zwiększenie konsumpcji. I jeden potężny problem: nadmiernie rozrośnięty sektor bankowy (sam Royal Bank of Scotland ma aktywa sześciokrotnie większe od szkockiego PKB). Pierwszy problem można rozwiązać przez mądrą politykę, drugi – przez szybkie wejście do strefy euro i europejskiej unii bankowej. A nie mam wątpliwości, że wbrew sugestiom sam proces akcesji do UE, nawet jeśli niezbędny, nie stanowiłby problemu. Niezależnie od tego, jaką decyzję podjęli Szkoci, mają do niej pełne prawo.  I nie powinno się ich straszyć wyimaginowanymi kosztami.