Nie tak dawno pisałem, czy pomagać tym, którzy mają kredyty we frankach czy też nie. Sprawdziłem datę. To był początek listopada 2014 r. Tak szybko zapomnieliśmy już o tamtej dyskusji? To przypomnę. Wszystko zaczęło się w okresie przedwyborczym. Każdy, bez względu na polityczne barwy, miał pomysł, jak im pomóc. Wybory się odbyły, temat umarł. Dziś, za sprawą szwajcarskich bankierów, pół miliona polskich rodzin znowu stało się politycznym mięsem armatnim. Który to już raz? Przypominam sobie co najmniej kilka takich sytuacji, a moja pamięć wszystkich politycznych obietnic nie rejestruje. To chyba mechanizm samoobrony organizmu. Posiadaczom kredytów we frankach polecam wykształcenie takiego mechanizmu. Przydaje się.
Nie będę się rozwodził nad tym, czy Wam pomagać czy nie. Targają mną sprzeczne uczucia. Raz wydaje mi się, że trzeba, raz, że nie. Przecież nie uwierzę w to, że nie wiedzieliście, co robicie. Raczej ślepo wierzyliście, że nic złego Was nie spotka. Przecież przez parę ładnych lat korzystaliście z dużej różnicy oprocentowania w porównaniu z kredytami złotowymi. Przecież dlatego właśnie wzięliście kredyty we frankach! I tu mógłbym powiedzieć: powinniście tę różnicę odkładać na czarną godzinę. Dziś nie byłoby kłopotu. Ale nie odkładaliście. Też bym nie odkładał. Dlatego na dnie serca czuję, że mi Was żal i chętnie opowiedziałbym się za pomaganiem. Pytanie tylko, jak to zrobić? A w zasadzie: jak sami sobie powinniście pomóc?
Bo w polityków nie wierzę. Za chwilę frank trochę się osłabi, uznają zatem, że problemu nie ma. Albo że nie jest tak wielki. Będziecie jak zwykle skazani na własną pomysłowość. Może trzeba zacząć spłacać kredyt, samodzielnie kupując franki? Jeśli oczywiście jeszcze ktoś tego nie robi. Bankowe spready przyprawiają mnie o migotanie przedsionków. Na tej operacji z pewnością trochę oszczędzicie. Może trzeba wziąć wakacje kredytowe na dwa–trzy miesiące, skonsolidować wydatki, może spłacić inne kredyty w tym czasie i z nową energią przystąpić do spłaty tego hipotecznego? Może trzeba pójść do banku i wydłużyć okres kredytowania, by obniżyć miesięczną ratę? A może wystarczy przeanalizować domowy budżet i poszukać w nim oszczędności? Może trzeba się rozejrzeć za dodatkową pracą?
Tych „może" z pewnością trochę jest. Jest też jedno „na pewno". Na pewno trzeba wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć działać. Czekanie na to, aż oni zrobią coś za Was jest zupełnie bez sensu. Bo co mogą zrobić? Nakazać bankom przyjmowanie rat po innym, niższym kursie? Raczej nie. Umiesz liczyć? Umiesz, bo masz kredyt w obcej walucie...
Licz więc.