Choć Porozumienie Zawodów Medycznych zbiera podpisy pod obywatelskim projektem ustawy o minimalnych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia, które zakłada trzykrotność średniej krajowej dla lekarza specjalisty, dwukrotność dla rezydenta i średnią dla stażysty, wielu medyków straciło nadzieję na podwyżkę płac. Coraz więcej z nich myśli o emigracji, tak jak Damian Patecki, przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) i lekarz w trakcie specjalizacji z anestezjologii i intensywnej terapii.
Anestezjolodzy plasują się zresztą w ścisłej czołówce polskich lekarzy, którzy występują do Naczelnej Izby Lekarskiej o zaświadczenia o postawie etycznej, niezbędne do podjęcia pracy w innych krajach Unii Europejskiej. W zeszłym roku stanowili 17 proc. ubiegających się o zaświadczenia i byli trzecią grupą po chirurgach plastycznych (18 proc.) i chirurgach klatki piersiowej (blisko 18 proc.)
Tuż za anestezjologami plasują się niezbędni m.in. w leczeniu nowotworów patomorfolodzy (blisko 13 proc.), a czynnych zawodowo jest ich w Polsce 500 – dwukrotnie mniej niż w krajach UE.
To niejedyna specjalizacja, której w Polsce brakuje. W kraju o najniższej liczbie medyków na 100 tys. mieszkańców spośród wszystkich państw OECD o niedostatkach kadrowych mówią też lekarze rodzinni. A to oni po zakończeniu reformy ministra Konstantego Radziwiłła mają przejąć główny ciężar leczenia. Jest ich w Polsce niespełna 11 tys., a potrzeby są co najmniej trzykrotnie większe. Dlatego w podstawowej opiece zdrowotnej (POZ) pracują także interniści, pediatrzy i lekarze innych specjalności lub w ogóle nieposiadający specjalizacji.
– Wykształcony w Polsce lekarz rodzinny jest cennym nabytkiem np. dla Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Hiszpanii. Może tam liczyć na kilkakrotnie wyższe wynagrodzenie – mówi dr Jacek Krajewski, prezes Porozumienia Zielonogórskiego. I dodaje, że chodzi nie tylko o wynagrodzenie, ale też o warunki pracy, ubezpieczenie od odpowiedzialności zawodowej, a także godziny pracy.