Na ten dokument lekarze, samorządowcy i ratownicy medyczni czekali od lat. Projekt ustawy o stwierdzaniu, dokumentowaniu i rejestracji zgonów, zwanej potocznie „ustawą o koronerach", zakłada powołanie opłacanych z budżetu państwa urzędników z tytułem lekarza, którzy zajmą się orzekaniem śmierci.
Dziś w myśl ustawy z 31 stycznia 1959 r. o cmentarzach i chowaniu zmarłych zgon stwierdza lekarz, który udzielał zmarłemu ostatniego świadczenia zdrowotnego. W szpitalu jest to lekarz prowadzący albo dyżurujący na oddziale, a gdy pacjent umiera w domu – lekarz podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), do którego jest zapisany. Kłopot w tym, że ponieważ nikt nie płaci za orzekanie zgonu, trudno namówić zajętego przyjmowaniem chorych medyka na oderwanie się od obowiązków i przyjazd do mieszkania zmarłego. Do zgonów nie przyjeżdża także pogotowie – po pierwsze dlatego, że zostało powołane do ratowania żywych, a nie zajmowania się nieboszczykami, a po drugie w większości karetek jeżdżą dziś zespoły podstawowe, złożone z samych ratowników medycznych. A tylko osoba z tytułem lekarza może orzec zgon.
Resort zdrowia postanowił rozwiązać ten problem, powołując koronera, czyli lekarza, który za pieniądze z budżetu państwa pojedzie stwierdzić zgon i zadba o transport zwłok do najbliższego prosektorium lub zakładu medycyny sądowej (gdy trzeba ustalić przyczyny śmierci). Koronerem będzie mógł zostać lekarz ze specjalizacją z medycyny sądowej, patomorfologii, anestezjologii i intensywnej terapii albo medycyny ratunkowej lub mający co najmniej trzyletni staż w zawodzie lekarza i szkolenie w zakładzie medycyny sądowej uczelni medycznej.
Czytaj także: